POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

Próba poszukiwania pojednania mimo nieporozumienia

Janusz Morasiewicz

Czuję się zobowiązany (wewnętrznie i zewnętrznie) do kontynuowania swojej wypowiedzi w związku z debatą dotyczącą etyki w psychoterapii. Chcę tę obecną zawęzić do tych problemów, które zostały poruszone w czasie debaty, choć te późniejsze też są ważkie, ale są wynikiem odniesienia do tych z debaty zakreślonej czasowo na trzy dni (piątek - niedziela).

Spór, jaki powstał między Szymonem Wróblem a mną, dotyczy dwóch spraw:

1. Moich słów dotyczących zachowania się Sz. Wróbla jako uczestnika debaty wobec innych uczestników debaty, w tym w szczególności wobec mnie;

2.Słów wypowiadanych przeze mnie (i przez Szymona Wróbla) w czasie debaty, a więc dotyczących jej treści.

Spróbuję w kolejności odnieść się do tych dwóch spraw.

Ad 1.

Do debaty zostaÅ‚o zaproszonych przez Diametrosa osiem osób. Każdy z uczestników przed przystÄ…pieniem do debaty znaÅ‚ jej „ReguÅ‚y gry” i wiedziaÅ‚, że pozostali te reguÅ‚y też znajÄ…. SÅ‚usznym domniemaniem każdego z uczestników byÅ‚o, że uczestnicy przyjÄ™li te zasady i zobowiÄ…zali siÄ™ ich przestrzegać. Próba zmiany „ReguÅ‚ gry” przez autora tekstu wprowadzajÄ…cego spotkaÅ‚a siÄ™ z niezgodÄ… na takÄ… zmianÄ™ ze strony Organizatora. ByÅ‚ to jednoznaczny sygnaÅ‚ dla pozostaÅ‚ych uczestników debaty, wskazujÄ…cy na twardość zasad.

Uczestnictwo w debacie było dobrowolne, a według mnie było również wyróżnieniem (skończona liczba uczestników, akceptowanych przez Organizatora).

Zgoda na udział w debacie łączyła się zatem z przyjęciem zasad i zobowiązaniem do wytrwania w niej przez trzy dni. Nie były to łatwe warunki, jak się okazało.

Uczestnicy debaty mieli zapewnienie Organizatora o zamieszczaniu 2-3 razy dziennie w czasie trwania debaty nadsyłanych wypowiedzi na stronie Forum.

To zapewnienie też było zobowiązaniem się.

Zapewnienie to było realizowane do popołudnia w niedzielę, następnie stało się niepewne, a w końcu przeszło w zupełnie inne zapewnienie o niemożności zamieszczania wypowiedzi uczestników z powodu awarii serwera.

Tu dygresja dotyczÄ…ca pytaÅ„ o „siÅ‚Ä™ zobowiÄ…zania etycznego w medycynie”. Gdyby z powodu awarii serwera (zawsze siÄ™ może zdarzyć) zapewniajÄ…cego np. stabilność aparatury medycznej i monitorowanie parametrów życiowych pacjentów w oddziale intensywnej terapii, ci po prostu poumieraliby, szpital, lekarze (szerzej: caÅ‚y odpowiedzialny personel medyczny) nie miaÅ‚by wystarczajÄ…cych argumentów moralnych i prawnych do tÅ‚umaczenia tego faktu (Å›mierci pacjentów) awariÄ… serwera. Musi mieć awaryjny, jak i awaryjne zasilanie i caÅ‚y szereg procedur zastÄ™pczych). Å»ycia nie da siÄ™ bowiem oprzeć o jednÄ… zasadÄ™. To argument za silniejszym, niż gdzie indziej zobowiÄ…zaniem w obrÄ™bie medycyny.

,p>Dbałość Organizatora o sprawność debaty przejawiła się tym, że zawczasu zaproponował uczestnikom przesyłanie wystąpień, nie tylko na adres Forum, ale także na adresy uczestników. Zapomniał tylko o sobie i dopiero po debacie mógł się z nią zapoznać.

Nie wiem, co prawda, jak zareagowaÅ‚by Organizator, gdyby Å›ledziÅ‚ debatÄ™, w czasie, gdy kolejni uczestnicy mówili pozostaÅ‚ym „do widzenia”, ale zakÅ‚adam, że jednak, przypominaÅ‚by „ReguÅ‚y gry” i prosiÅ‚by o wytrwanie dla dobra debaty i dla dobra pozostaÅ‚ych jej uczestników, którzy z jednej strony czyli (jak ja) zobowiÄ…zali siÄ™ do dalszego w niej uczestnictwa, a z drugiej strony liczyli na jej dalsze trwanie i twórczÄ… polemikÄ™.

Szymon Wróbel nie byÅ‚ jedynym, który naruszyÅ‚ „ReguÅ‚y gry”. Już po czasie debaty, a wiÄ™c poniewczasie, poinformowaÅ‚ pozostaÅ‚ych uczestników, w tym mnie, że zapowiadaÅ‚ Organizatorowi, że nie bÄ™dzie mógÅ‚ uczestniczyć w debacie do jej koÅ„ca. Zgoda Organizatora, jeÅ›li siÄ™ zgodziÅ‚ na to, powinna być zakomunikowana pozostaÅ‚ym uczestnikom, którzy ufali, jak ja, że wszyscy debatujÄ… do koÅ„ca. Brak komunikatu o takim fakcie nazwaÅ‚bym zaniedbaniem lub niedopatrzeniem (nie takim bÅ‚ahym, jak siÄ™ okazaÅ‚o).

Szymon Wróbel poinformował o tym, że będzie to jego głos w dyskusji, równocześnie z ustosunkowaniem się do wypowiedzi kilku uczestników debaty, w tym obszernie do mojej.

Dodam, że w wypowiedzi tej zostaÅ‚em też specyficznie wyróżniony, bowiem mimo, że Szymon Wróbel wymienia w tekÅ›cie kilkanaÅ›cie nazwisk, w tym kilku uczestników debaty, tylko o mnie pisze, co prawda niekonsekwentnie „pan Morasiewicz”. MógÅ‚bym tu zapytać, dlaczego nie pisaÅ‚ np.„pan Kant” czy „pan Foucault”?

Z tego powodu napisaÅ‚em, że Szymon Wróbel „z (mojego) punktu widzenia etyki dyskusji zachowaÅ‚ siÄ™ niemoralnie wobec mnie”.

W tych okolicznościach, które były mi znane, tak odczułem jego zachowanie, jeszcze raz podkreślam: z mojego punktu widzenia i odczuwania zasad etyki dyskusji w tej konkretnej debacie i wobec mnie. Nic więcej nie powiedziałem. Nic więcej nie sugerowałem.

Uważam, że odczucie czyjegoś zachowania jako moralne czy niemoralne w odniesieniu do siebie podlega ocenie tej osoby w sytuacji, gdy zasady przyjęte przez strony w określonej relacji zostały w takim czy innym stopniu naruszone.

To, że Szymon Wróbel nie podziela mojego zdania w tej kwestii, co do swojego zachowania, to jego prawo, którego nie mam podstaw kwestionować. Usłyszałem też jego racje (poniewczasie). Być może każdy z nas inne poczucie zobowiązania. Zaryzykuję nawet tezę, że moje poczucie zobowiązania (własnego, ale i innych) w zaistniałej sytuacji (tj. zobowiązania do debaty) było silniejsze. Być może, skoro inaczej przeżywamy etycznie tę samą sytuację (co prawda będąc w różnych pozycjach), jest to przesłanka do myślenia o wielości źródeł (i ich wzajemnego balansowania) przeżywania określonego zachowania Innego w relacji z Nim.

Czy zatem przeżywając tak, jak przeżyłem tę sytuację miałem czy nie miałem prawa wyrazić swój sąd ? Jeśli nie ja, to kto w moim imieniu miałby to uczynić? I dlaczego nie ja tylko ten ktoś inny?

Czy wyrażenie takiego sÄ…du jest obraźliwe? Czy poczucie czyjejÅ› moralnoÅ›ci („wrażliwoÅ›ci moralnej” nawet nadwrażliwej) jest jego autonomicznym prawem, czy podlega jakiejÅ› zewnÄ™trznej jurysdykcji? JeÅ›li tak byÅ‚oby, bylibyÅ›my pozbawieni prawa do wÅ‚asnych ocen moralnych innych ludzi. Czy osoba zaskoczona, dotkniÄ™ta nazwaniem jej zachowania niemoralnym przez swego rozmówcÄ™ nie powinna raczej zapytać, z jakiego powodu? Co siÄ™ staÅ‚o? Jakie wartoÅ›ci czy dobra, naruszyÅ‚a, na czym polegaÅ‚o jej niesprawiedliwe potraktowanie Innego? Dlaczego to Inny miaÅ‚by siÄ™ z tego tÅ‚umaczyć?

Ad. 2.

Czy z czyjegoś sądu może przebijać pycha? duma? odwaga? zalęknienie? umiar? skromność?

Czy w czasie dyskusji o charakterze sporu naukowego uprawnione jest stwierdzenie, że z czyjegoś sądu przebija pycha?

Tak stwierdziÅ‚em w debacie odnoÅ›nie sÄ…du Szymona Wróbla, który brzmiaÅ‚:”OdsÅ‚oniÄ™cie zwiÄ…zku rozumu, wolnoÅ›ci i prawa jest podstawowym celem psychoterapii, nawet jeÅ›li terapeuci sobie tego nie uÅ›wiadamiajÄ…”.

Stwierdzenie, że z sądu wypowiadanego przez kogoś coś przebija, to tyle, że sąd ten jest czymś nacechowany, ma jakiś określony charakter, czymś się wyróżnia, odznacza.

Wyrażając takie zdanie chciałem zwrócić uwagę na fakt, że w sądzie wypowiadanym przez Szymona Wróbla zawiera się wyniosłość, wysokie mniemanie i zarozumiałość, że ma taki charakter. Ten konkretny sąd Szymona Wróbla. Do innych sądów nie odnosiłem się w tej wypowiedzi. Nie odnosiłem się również do charakteru osoby wypowiadającej ten sąd.

Uzasadnienie swojego stanowiska już podałem wcześniej, przypomnę je tutaj szczegółowiej.

Sąd ten, w moim przekonaniu, dlatego jest nacechowany pychą, gdyż:

a/ jego autor uprawomocnił się w wyniku przyjętych przez siebie założeń (jednych z wielu możliwych, ale nie akceptowanych powszechnie) do wypowiedzenia jednoznacznego twierdzenia, w którym konstytuuje cel psychoterapii;

b/ autor tego sądu dając sobie takie prawo, pozbawił prawa Innych do odmiennych sądów, tj. uznał, że inne zasady nie są dość ważne czy podstawowe, jak te, które on wymienił;

c/ autor nie rozważał możliwości przyjęcia, akceptacji przez innych takiego celu, jaki zawarł w swym sądzie, nie pytał: co sądzicie? co myślicie o tym? co wy na to?

d/ autor, wypowiadjąc się z pozycji filozofa, pominął w namyśle cel psychoterapii, jej faktycznych uczestników, żywotnie zainteresowanych określaniem celu swojej relacji;

e/ autor tego sądu, mówiąc, że podstawowy cel psychoterapii, o którym mówi, pozostaje takim, nawet jeśli terapeuci sobie tego nie uświadamiają, tj. pozostaje podstawowym niezależnie od tego, czy są go świadomi, czy nie. Przyjęcie tej tezy, implikuje, że udział i zachowanie, rola terapeuty w procesie psychoterapii jest jednaka, czy jest tego świadomy, czy nie. Sąd ten w zasadzie (gdyby był prawdziwy) sprowadza rolę terapeuty do mało istotnej, skoro może on wykonywać poprawnie swoje zadanie, tj. leczyć pacjenta, niekoniecznie będąc świadomym tego, co robi (być może tak się faktycznie dzieje, że terapeuta nie uświadamia sobie części z tego, co robi, ale nie to miał na myśli, jak sądzę, autor);

f/ autor sądu o podstawowym celu psychoterapii pominął całkowitym milczeniem zasadniczego uczestnika psychoterapii, osobę, z powodu której dochodzi do psychoterapii, i dla dobra której jest ona stosowana. Podmiotowość, autonomia pacjenta została w tym sądzie, przypominam, sądzie dotyczącym, celu psychoterapii pominięta milczeniem, anulowana.Można przyjąć, że tak konstruowany podstawowy cel psychoterapii może być zatem realizowany bez udziału pacjenta. Tylko czyja byłaby to psychoterapia?

Takie refleksje przyszły mi na myśl po przeczytaniu cytowanego wyżej sądu autora. Przyznaję, byłem nim zaskoczony. Wydał mi się nie do wiary. Ale został jednak wypowiedziany. Mogłem podać taki komentarz do niego, jak teraz to czynię, i na koniec dodać, że z sądu tego przebija pycha jego autora.

Uważam, że jeśli ktoś, w tym wypadku Szymon Wróbel, ale tym kimś równie dobrze mógłbym być ja, decyduje się na wypowiadanie sądów, które zawierają w sobie kategoryczność w przyjmowaniu określonych wartości czy zasad, z pominięciem lub umniejszaniem znaczenia, roli innych, a zatem ideologizuje silnie swoje sądy, tym samym naznacza swe sądy pychą. Taka jest konsekwencja ich wypowiadania.

W tym wypadku ani wcześniejsze ani późniejsze słowa wypowiedzi Szymona Wróbla nie zmieniają mojej oceny wypowiedzianego przez niego sądu. Tego konkretnego sądu, a nie innych sądów Szymona Wróbla, których część podzielam, z częścią się nie zgadzam, czemu dałem wyraz w tej debacie.

Prawo do nazwania sądu, do dostrzeżenia jego takiego czy innego waloru uważam za niezbywalne prawo w dyskusji, zwłaszcza naukowej, zwłaszcza w debacie dotyczącej etyki.

SÅ‚owo „pycha” ma oczywiÅ›cie walor etyczny, sÅ‚owom wypowiadanym przez nas wszakże ten walor przypisujemy lub Inni im go przypisujÄ…. WedÅ‚ug mnie dyskurs dotyczÄ…cy etyki psychoterapii dotyczy wÅ‚aÅ›nie tego, czego na jednym biegunie dotyka Szymon Wróbel i ci, co myÅ›lÄ… podobnie (jednej idei konsytuujÄ…cej), a bliżej drugiego pewnie ja, wÅ›ród podobnie myÅ›lÄ…cych - wielowymiarowoÅ›ci, wieloźródÅ‚owoÅ›ci, niejasnoÅ›ci i niepewnoÅ›ci.

Sądzę jednak za J.Habermasem, że do pojednania niepotrzebne jest porozumienie. Pojednanie, można to dostrzec w procesie psychoterapii, nastąpić może mimo nieporozumienia.

Janusz Morasiewicz

powrót
 
webmaster © jotka