POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

W odpowiedzi na listy Janusza Morasiewicza

Szymon Wróbel

Szanowni Państwo szalenie mi przykro, że dyskusja, która wróżyła tyle dobra kończy się tak niefortunnie. I to z mojego powodu. Wybaczcie!

W istocie nie jest mojÄ… intencjÄ… kontynuowanie tej dyskusji, ale odpowiedź Janusza Morasiewicza nie pozostawia mi innego wyjÅ›cia, muszÄ™ jÄ… kontynuować. Morasiewicz mnie wprost do tego prowokuje, piszÄ…c: „JeÅ›li Wróbel chce uzasadnić swój sÄ…d, niech uzasadnia, ja nie widzÄ™ powodu uzasadniać czegoÅ›, czego w swoich sÄ…dach nie dostrzegam, a co przypisuje mi Sz. Wróbel”. Wybaczcie zatem PaÅ„stwo, że nadal nie przechodzimy do kawiarni, by tam w półmroku delektować siÄ™ sobÄ…. Bardzo mi przykro, że rzecz nabraÅ‚a takiego obrotu, albowiem w pierwszym wystÄ…pieniu Janusza Morasiewicza znalazÅ‚em wiele bliskich mi myÅ›li, do których mam szacunek, niestety wyartykuÅ‚owanie uwag krytycznych zaskutkowaÅ‚o poróżnieniem, a nie braterstwem.

A zatem uzasadniam swój sąd. Będę maksymalnie lakoniczny i powściągliwy i ograniczę się tylko do wyartykułowania punktów spornych.

1. Pan Morasiewicz ma absolutnÄ… racjÄ™, że „Każdy sÄ…d ma charakter afektywny, bo podmiot wypowiadajÄ…cy go ma charakter afektywny”. Ma też absolutnÄ… racjÄ™, że i moje wypowiedzi byÅ‚y przesiÄ…kniÄ™te afektami. Być może już samo ustosunkowanie siÄ™ prawdziwoÅ›ciowe do wypowiedzi, nazwanie czegoÅ› prawdÄ… lub faÅ‚szem jest wyrazem naszego stosunku emocjonalnego, wszak prawda waloryzowana jest przez nas pozytywnie, a faÅ‚sz negatywnie. Nie w tym jednak rzecz, że struktury poznawcze sÄ… przesiÄ…kniÄ™te emocjami, rzecz w tym, jak te emocje sÄ… ogniskowane. Moja mocna teza na temat wypowiedzi pana Morasiewicza w moim temacie jest nastÄ™pujÄ…ca: atakowi nie podlegajÄ… tu moje poglÄ…dy, sÄ…dy czy przekonania, a atakowi podlega tu moja osoba. To zasadnicza różnica. Oto dowody:

1.1. Pan Morasiewicz twierdzi, że to przeze mnie wysiadÅ‚ serwer organizatora dyskusji. Robi to z rozbawieniem, w pierwszym zdaniu, niby od niechcenia, ale ustawia w ten sposób na starcie caÅ‚Ä… swojÄ… wypowiedź. StÄ…d, mój zarzut o brak dobrej woli w porozumieniu. CytujÄ™ Morasiewicza: „NajwczeÅ›niej nie wytrzymaÅ‚ serwer organizatora - milczaÅ‚, jak zaklÄ™ty już od wczesnego popoÅ‚udnia, Aż nie Å›miem mniemać, że staÅ‚o siÄ™ tak za sprawÄ… oÅ›wiadczenia Sz. Wróbla, że koÅ„czy (arbitralnie) swój udziaÅ‚ w dyskusji”. Taka jest percepcja przyczynowoÅ›ci dokonywana przez Morasiewicza.

1.2. Pan Morasiewicz przypisuje mi brak szacunku dla Innego. CytujÄ™ Morasiewicza: „[Wróbel] odwoÅ‚ujÄ…cy siÄ™ niejednokrotnie do zasady szacunku do siebie, a nie szanujÄ…c Innego”. To poważny zarzut. ChciaÅ‚bym zaznajomić siÄ™ z materiaÅ‚em dowodowym.

1.3. Pan Morasiewicz przypisuje mi pychÄ™ pojÄ™tÄ… nie jako asertywność dziaÅ‚ania, ale jako cechÄ™ charakteru wÅ‚aÅ›nie. StÄ…d zarzut, że zupeÅ‚nie niepotrzebnie zajmuje siÄ™ diagnostykÄ… moich cech charakteru. CytujÄ™ Morasiewicza: „MyÅ›lÄ™ jednak, że szacunek do siebie to nie to samo, co pycha, która przebija z zacytowanego sÄ…du Sz. Wróbla”.

1.4. Pan Morasiewicz przypisuje mi bÅ‚Ä™dy percepcyjne, a zatem luki w funkcjonowaniu poznawczym. CytujÄ™ Morasiewicza: „Być może Sz. Wróbel czytajÄ…c moje sÅ‚owa odczytaÅ‚ to, co widziaÅ‚, choć nie byÅ‚o to tym, na co patrzyÅ‚”.

1.5. Pan Morasiewicz przypisuje mi luki w rozwoju moralnym i nieznajomość zasad etyki dyskursu. CytujÄ™ Morasiewicza: „Z punktu widzenia etyki dyskusji zachowaÅ‚ siÄ™ niemoralnie wobec mnie, którego słów nie chciaÅ‚ już usÅ‚yszeć.” Dowodem jak bardzo nie chciaÅ‚em sÅ‚yszeć jego słów jest z pewnoÅ›ciÄ… toczÄ…ca siÄ™ obecnie dyskusja. Jak PaÅ„stwo widzicie, schowaÅ‚em gÅ‚owÄ™ w piasek i z przerażenia wyÅ‚Ä…czyÅ‚em komputer!

1.6. Pan Morasiewicz stosuje wobec mnie uprzedzania, spoglÄ…dajÄ…c na mnie przez pryzmat zawodu filozofa, który uprawiam. CytujÄ™ Morasiewicza: „nawykli do abstrahowania etycy i filozofowie”, „Być może tylko abstrahujÄ…c od doÅ›wiadczenia”. Wydaje siÄ™, że wymogiem jest, abyÅ›my byli spostrzegani jako osoby, a nie przez pryzmat grup zawodowych, narodowych, etnicznych, etc., do których przynależymy.

1.7. Pan Morasiewicz przypisuje mi rozdźwiÄ™k (niespójność) pomiÄ™dzy sferÄ… poznawczÄ… a afektywnÄ…. CytujÄ™ Morasiewicza: „rozumie je, a jednak inaczej czuje i mówi to, co czuje, mimo innego rozumienia. Nic tu rozum zatem, dusza swoje i tak Å›piewa”.

1.8. Pan Morasiewicz przypisuje mi niechlujstwo w lekturze. CytujÄ™ Morasiewicza: „Gdyby Sz. Wróbel dokÅ‚adnie przeczytaÅ‚ wczeÅ›niejsze moje wystÄ…pienie”.

1.9. Pan Morasiewicz wyprowadza wniosek ogólny na temat mojej konstrukcji wrażliwoÅ›ci i na temat moich preferencji estetycznych w ogóle. CytujÄ™ Morasiewicza: „Rozumiem, że moje poglÄ…dy wywoÅ‚ujÄ… u Sz. Wróbla reakcjÄ™ estetycznÄ…, sÄ… bardziej niż nieprzyjemne, może nieco mniej niż obrzydliwe. SÄ… rażące. MyÅ›lÄ™, że jeÅ›li czyjeÅ› poglÄ…dy rażą kogoÅ›, to dotykajÄ… jakichÅ› spraw tego, kto tak czuje. Jest i inny sens tego sÅ‚owa, być może uraziÅ‚em jakoÅ› swoimi poglÄ…dami Sz. Wróbla, albo nawet raziÅ‚em go nimi. To tylko moje domysÅ‚y, wynikajÄ…ce ze słów, które przeczytaÅ‚em”. Niestety domysÅ‚y!

1.10. Wreszcie pan Morasiewicz przypisuje mi pretensjÄ™ to stania siÄ™ absolutnym źródÅ‚em prawodawstwa. CytujÄ™ Morasiewicza: „Pycha Sz. Wróbla zawiera siÄ™ w odniesieniu do jego poczucia dawania sobie prawa do stanowienia zasad etycznych”. To już chyba - domyÅ›lam siÄ™ - graniczy niemal z pretensjÄ… do bycia Nad-czÅ‚owiekiem.

No cóż, dzięki temu, jak widzę, uzyskujemy kompletną diagnozę mojej osobowości. Wiemy, jak myślę, czym jest grupa zawodowa, którą reprezentuję, jaka jest moja moralność, wreszcie, jak funkcjonuje moja percepcja oraz moje emocje, jakie są też korzenie mojej wrażliwości (poczucia obrzydzenia), jakie są też źródła moich zasad moralnych. Powtarzam raz jeszcze, z głębokim żalem: niedopuszczalne w dyskusjach na poziomie uniwersyteckim są ataki personale. Zapędy diagnostyczne pan Morasiewicz winien rozładowywać w pracy zawodowej, a nie w racjonalnej dyskusji. Podtrzymuję: w zachowaniu Morasiewicza dostrzegam ewidentne elementy agresji, o ile przez agresję rozumieć formę zachowania nakierowaną na cudzą krzywdę. O czymkolwiek Morasiewicz by nie mówił, wcześniej czy później wyartykułuje jakąś moją naganną cechę. Mówię to z żalem, nawet nie tyle z tego powodu, że rzecz dotknęła mnie, ale dlatego, że utracona została szansa na coś dobrego, co chyba w wielu miejscach przeważało w tej debacie.

2. NieprawdÄ… jest, jak sugeruje pan Morasiewicz, że napisaÅ‚em: „nie bÄ™dÄ™ nawet polemizowaÅ‚ z tym twierdzeniem, że lekarz podlega wiÄ™kszej presji etycznej z tytuÅ‚u zawodu niż psycholog”. NapisaÅ‚em, cytujÄ™ samego siebie: „Nie bÄ™dÄ™ nawet polemizowaÅ‚ z tym twierdzeniem, postaram siÄ™ je zrozumieć, tzn. podjąć refleksjÄ™ nad warunkami powstania tego rodzaju sÄ…du”. Pan Morasiewicz boleje, że przeinaczyÅ‚em myÅ›l MaÅ‚gorzaty OpoczyÅ„skiej zamieniajÄ…c wyrażenie „zastanawia mnie” na wyrażenie „nieco dziwi siÄ™”, przez co „wypaczam sens jej wypowiedzi”. To prawda, bardzo przepraszam za to wypaczenie. Pan Morasiewicz nie widzi jednak problemu, gdy skróci mojÄ… wypowiedź o poÅ‚owÄ™ i przeczyta pierwszÄ… część zdania, bez lektury części drugiej. Nie chodzi o to, że nie miaÅ‚em ochoty zrozumieć wypowiedzi pana Morasiewicza, ale o to, że podjÄ…Å‚em siÄ™ wyartykuÅ‚owania warunków możliwoÅ›ci zaistnienia takiej wypowiedzi. Badanie warunków możliwoÅ›ci zaistnienia czegokolwiek, to od czasów Kanta podstawowe zadanie dyskursu filozoficznego. Ponadto Morasiewicz pisze „TÄ™ pierwotność [etyki medycznej w psychoterapii] staram siÄ™ podkreÅ›lać nie z tytuÅ‚u, że jestem lekarzem, lecz z tego powodu, że z doÅ›wiadczenia zawodowego wnoszÄ™ o silniejszych normach etycznych, przyjmowanych w obrÄ™bie medycyny niż poza niÄ…”. Trudność z polemikÄ… z takim sÄ…dem wynika z tego, że jest to sÄ…d oparty na doÅ›wiadczeniu indywidualnym, a nie na czymÅ› intersubiektywnym, co ma postać argumentu. Na tym polegaÅ‚ mój problem z tym stwierdzeniem. Wydaje mi siÄ™ w rezultacie, że to na Morasiewiczu stale spoczywa ciężar przeprowadzenia dowodu swej tezy, a nie nam mnie ciężar falsyfikacji. Niestety nie widzÄ™ czegoÅ›, co miaÅ‚bym w tej chwili falsyfikować.

3. PrawdÄ™ mówiÄ…c nadal nie rozumiem sÄ…du Morasiewicza, który pisze: „presja etyczna, której podlega lekarz jest z tytuÅ‚u jego usytuowania w medycynie o wiele silniejsza, niż presja etyczna której podlega psycholog”. Nadal niestety podtrzymujÄ™ sÄ…d, że Morasiewicz nie rozumie lekcji jakÄ… otrzymaliÅ›my od Foucaulta. Nie rozumie on zatem, że ta „presja etyczna” jest jedynie konsekwencjÄ… konstrukcji naszej współczesnoÅ›ci, która z zawodu lekarza czyni zawód zasadniczy, czyni z niego współczesnÄ… postać zbawiciela. Ta presja etyczna, którÄ… Morasiewicz na sobie odczuwa jest tylko konsekwencjÄ… tego, że stanowimy „spoÅ‚eczeÅ„stwo zdrowia”, spoÅ‚eczeÅ„stwo, w którym życie staÅ‚o siÄ™ podstawowÄ… wartoÅ›ciÄ…. W rezultacie nie rozumiem: dlaczego presja etyczna, której podlega psycholog diagnozujÄ…cy np. stan intelektu danej osoby ma być mniejsza, przecież ta diagnoza zaważy być może na caÅ‚ym życiu tej osoby? Dlaczego psycholog diagnozujÄ…cy w teÅ›cie osobowoÅ›ci cechy histeryczne podlega mniejszej presji etycznej, przecież ta ocena zaważy na samoocenie i samowiedzy tej osoby? Dlaczego nauczyciel wadliwie opowiadajÄ…cy o zbrodniach przeszÅ‚oÅ›ci i w ten sposób wytwarzajÄ…cy faÅ‚szywÄ… Å›wiadomość w odbiorcy ma podlegać mniejszej odpowiedzialnoÅ›ci etycznej, niż lekarz? Dlaczego dziennikarze faÅ‚szywie informujÄ…cy opiniÄ™ publicznÄ… i celowo indoktrynujÄ…cy odbiorcÄ™ majÄ… podlegać mniejszej presji etycznej, skoro ta indoktrynacja może rozstrzygać o kontynuacji istnienia jakiegoÅ› systemu totalitarnego? Na prawdÄ™ nie rozumiem, co w tym zawodzie lekarza takiego zdumiewajÄ…cego jest zawarte? W istocie nie rozumiem tego poczucia reprezentowania grupy zawodowej szczególnie dotkniÄ™tej problemem etycznym. Inaczej: mogÄ™ to tylko zrozumieć przez lekturÄ™ tekstów Foucaulta. A powoÅ‚ywania siÄ™ na autorytet Hipokratesa i mojÄ… kruchÄ… pamięć o jego osobie naprawdÄ™ nie przesÄ…dza niczego w tej sprawie. Tym niemniej dziÄ™kujÄ™ za odesÅ‚anie mnie do publikacji. Skorzystam, siÄ™gnÄ™ po tekst, który pan Morasiewicz napisaÅ‚ z MaÅ‚gorzatÄ… OpoczyÅ„skÄ…: Zapomniana lekcja Asklepiosa.

4. Pan Morasiewicz zarzuca mi, że posÅ‚ugujÄ™ siÄ™ w jego kontekÅ›cie wyrażeniem „pan”. CytujÄ™ Morasiewicza: „W ostatnim liÅ›cie Sz. Wróbel pisze konsekwentnie: pan Morasiewicz (używa tego wyznacznika dla mojej osoby również w poprzednim tekÅ›cie kilkakrotnie). Wyraz „pan” poprzedzajÄ…cy moje nazwisko nie pojawiÅ‚ siÄ™ bez powodu, mogÄ™ domyÅ›lać siÄ™ powodów „natury afektywnej” jego użycia przez Pana Wróbla”. Nie rozumiem tego argumentu. ProszÄ™ mi wyjaÅ›nić, jakÄ… formuÅ‚Ä… mam siÄ™ do pana zwracać, aby pana zadowolić? Nie wiem, czy chodzi o tytuÅ‚ naukowy, jeÅ›li tak, to jestem nieco zaskoczony, albowiem nikt z uczestników dyskusji tytuÅ‚ami siÄ™ nie posÅ‚ugiwaÅ‚.

5. Pan Morasiewicz zarzuca mi niemoralność. CytujÄ™ Morasiewicza: „Niemoralne z punktu widzenia zasad etyki dyskusji byÅ‚o oÅ›wiadczenie Sz. Wróbla, że wiÄ™cej już nie bÄ™dzie braÅ‚ udziaÅ‚ w debacie w chwilÄ™ po tym, jak w swojej wypowiedzi z licznymi sÄ…dami „natury afektywnej” wobec mnie i moich poglÄ…dów, co wiÄ™cej tak naprawdÄ™ nie moich poglÄ…dów, tylko swoich interpretacji moich poglÄ…dów, interpretacji, które jednakowoż usiÅ‚owaÅ‚ wÅ‚ożyć w moje (rzekomo) usta”.

5.1. Zgodnie z mojÄ… wiedzÄ… (dane komputerowe, które sprawdziÅ‚em po dyskusji), to nie ja pierwszy zakoÅ„czyÅ‚em dyskusjÄ™, ale pierwszy taki sygnaÅ‚ dostaÅ‚em w liÅ›cie od pani Katarzyny Sikory. CytujÄ™ list: „ZaÅ‚Ä…czam mój ostatni - z przyczyn niezależnych - gÅ‚os w debacie. Pozdrawiam wszystkich i dziÄ™kujÄ™, K. Sikora” (list datowany na godzinÄ™ 09.05. rano). JakoÅ› nie odnotowaÅ‚em protestu pana Morasiewicza w jej temacie.

5.2. Jest oczywistą nieprawdą, że uniemożliwiłem dalszą dyskusję. Powiem więcej, z tego co widzę, nawet ją podsyciłem.

5.3. Jeśli po kilkugodzinnej pracy nad swoim tekstem oraz lekturą tekstów innych uczestników dyskusji, uznałem, że nie mam więcej zasobów czasowych, które pozwoliłyby mi na twórcze i intensywne uczestnictwo w dyskusji i wszystkich o tym informuję, to czy rzeczywiście zachowuję się niemoralnie? Właśnie w imię zasad moralnych poinformowałem Państwa, że jest to mój ostatni głos, albowiem wiedziałem, że wrócę do domu z zajęć dydaktycznych późno wieczorem i nie chciałem Państwa skazywać na domysły w sprawie mojego ewentualnego milczenia. Nigdzie nie deklarowałem swojej stałej dyspozycyjności przez trzy dni. Wprost przeciwnie, kiedy organizatorzy zwrócili się do mnie z propozycją wzięcia udziału w dyskusji, zasygnalizowałem skończoność swojego czasu. Mam poczucie, że na tyle na ile pozwoliły mi na to obowiązki domowe i zawodowe, próbowałem śledzić dyskusję z rzetelnością na jaką mnie było stać.

5.4. Niektórzy uczestnicy dyskusji, jak to odnotowałem, mimo, że nie ogłaszali swego odejścia od stołu, permanentnie pomijali pewną argumentację, albo odnosili się do niej lakonicznie. Podam jeden przykład Konrad Barnicki poddał gruntownej krytyce tekst wstępny Jerzego Aleksandrowicza, który ani jednym słowem nie odniósł się do niego. Dlaczego pan Morasiewicz nie widzi tu żadnej niezgodności z etyką dyskursu? Dlaczego jawna deklaracja odejścia od stołu dyskusyjnego jest uczynkiem bardziej niegodziwym, niż permanentne milczenie mimo pozorów obecności? Czy etyka dyskursu zobowiązuje do zachowywania pozorów komunikacji, czy też raczej zobowiązuje nas do wchodzenia w rzeczywiste relacje komunikacyjne?

5.5. Zastanawiam siÄ™ w ogóle nad sposobem w jaki pan Morasiewicz posÅ‚uguje siÄ™ terminem „etyka dyskursu”. JeÅ›li etyka dyskursu znaczy tu tyle, co etyka rozwijana od wielu lat przez Habermasa, to chciaÅ‚bym przypomnieć kilka oczywistoÅ›ci na ten temat. Habermas nie godzi siÄ™, by np. procedury sÄ…dowe lub dyskusje moralne uznać za przykÅ‚ad argumentacji zorganizowanej na modÅ‚Ä™ sporu, natomiast, powiedzmy, polemiki naukowe - za przykÅ‚ad argumentacji zorganizowanych jako procedury dochodzenia do pojednania. „W rzeczywistoÅ›ci model konfliktowy i model konsensualny nie przedstawiajÄ… sobÄ… równoprawnych form organizacyjnych”1. To ostatnie stwierdzenie oznacza, że wszelkie argumentowanie, czy to odnoszÄ…ce siÄ™ do kwestii prawnych i moralnych, czy też do naukowych hipotez, czy wreszcie nawet do dzieÅ‚ sztuki, wymaga tej samej formy zorganizowania, która leży u podstaw kooperatywnego poszukiwania prawdy. Zatem narzÄ™dzia erystyczne podporzÄ…dkowane sÄ… celowi, jakim jest ksztaÅ‚towanie intersubiektywnych przekonaÅ„ za pomocÄ… lepszych argumentów. W rezultacie etyka dyskursu podporzÄ…dkowana musi być zasadom sprawiedliwoÅ›ci, albowiem to one wyznaczajÄ… możliwe sposoby współpracy miÄ™dzy ludźmi. Uzasadnianie zdaÅ„ oznajmujÄ…cych to dowodzenie istnienia stanów rzeczy; uzasadnianie zdaÅ„ normatywnych to dowodzenie akceptowalnoÅ›ci dziaÅ‚aÅ„ bÄ…dź norm regulujÄ…cych dziaÅ‚ania; uzasadnianie zdaÅ„ ewaluatywnych to dowodzenie preferencji co do wartoÅ›ci; uzasadnianie zdaÅ„ artykuÅ‚ujÄ…cych stany wewnÄ™trzne to wreszcie przejrzystość samoprezentacji, przekonywanie otoczenia o swojej szczeroÅ›ci. Etyka dyskursu nie mówi o jakimÅ› przymusie kontynuowania rozmowy, mówi jedynie o koniecznoÅ›ci formuÅ‚owania argumentów oraz koniecznoÅ›ci speÅ‚niania zasad fortunnoÅ›ci dla generowanych aktów mowy. Gdyby mówiÅ‚a o przymusie mówienia, to nie byÅ‚aby etykÄ…, ale jakÄ…Å› czynnoÅ›ciÄ… przymusowÄ…, byÅ‚aby zwykÅ‚a perseweracjÄ…, przymusem natrÄ™ctw.

6. Czy jestem osobÄ… pysznÄ…? I, co to znaczy? CytujÄ™ Morasiewicza: „„Pycha” w odniesieniu do Sz. Wróbla [...] dotyczy tego, że Sz. Wróbel wie lepiej, co drugi ma na myÅ›li (tak zredukowaÅ‚ sens wypowiedzi J.W Aleksandrowicza, M. OpoczyÅ„skiej i mojej), a także tego, co drugi i trzeci powinien robić.” Moja pycha zawiera siÄ™ też w tym, że cytujÄ™ Morasiewicza dalej: „dajÄ™ sobie uprawnienia do stanowienia niezależnie od Å›wiadomoÅ›ci psychoterapeutów i z caÅ‚kowitym pominiÄ™ciem pacjentów”. Wiem zatem, co stanowi: cel psychoterapii, uważam, że taki cel psychoterapii, jaki dookreÅ›lam jest wÅ‚aÅ›ciwym celem; uważam, że taki cel psychoterapii, jaki sam stanowiÄ™ jest wÅ‚aÅ›ciwym celem bez oglÄ…dania siÄ™ na pacjenta.

To bÅ‚Ä™dne odczytanie moich twierdzeÅ„. W swojej drugiej konkluzji (wniosku z drugiego tekstu) mówiÅ‚em nie o celu terapii, ale o przedmiocie procesu terapeutycznego. CytujÄ™ samego siebie z analizowanego przez Morasiewicza tekstu: „MówiÄ…c wprost myÅ›lÄ™, że przedmiotem procesu terapeutycznego (w dużej części przynajmniej) jest poszukiwanie treÅ›ci prawa, która od czasów Kanta staÅ‚a siÄ™ zagadkowa”. PowoÅ‚ujÄ™ siÄ™ też na osobÄ™ Lacana i jego tekst o etyce w psychoanalizie, aby dać jakiÅ› trop dla mojego myÅ›lenia. WyjaÅ›niam też wczeÅ›niej zÅ‚ożone relacje miÄ™dzy prawem a dobrem. Co to ma wspólnego z pychÄ… rozumianÄ… jako upatrywanie w sobie osoby prawodawcy?

W konkluzji ostatniej w istocie mówiÄ™ coÅ› wiÄ™cej. CytujÄ™ ponownie siebie samego: „MówiÄ…c znów wprost, sÄ…dzÄ™, że proces terapeutyczny powinien być poszukiwaniem tej utraconej wolnoÅ›ci rozumianej jako posÅ‚uszeÅ„stwo wobec prawa. OdsÅ‚oniÄ™cie zwiÄ…zku rozumu, wolnoÅ›ci i prawa jest podstawowym celem psychoterapii, nawet jeÅ›li terapeuci sobie tego nie uÅ›wiadamiajÄ…”. MyÅ›l moja jest bardzo prosta. Skoro, jak sam Morasiewicz przyznaje, że sprawiedliwość jako bezstronność w psychoterapii jest niemożliwa [CytujÄ™ Morasiewicza: „Bezstronność w psychoterapii jest nie do wyobrażenia. Podobnie, jak neutralność. Obie to utopie”.], to wartoÅ›ci moralne (przesÄ…dzenia) w psychoterapii (deklaracje na temat takiej czy innej koncepcji dobra) sÄ… nieuniknione. MogÄ… być jawne, albo ukryte, mogÄ… być jasno deklarowane, albo milczÄ…co zaÅ‚ożone, mogÄ… być uÅ›wiadomione, albo nieÅ›wiadome, ale ich obecność jest nieusuwalna. Z mojej perspektywy oczywiÅ›cie byÅ‚oby lepiej, aby byÅ‚y jawne, albowiem ukryte wartoÅ›ci, tak jak ukryte konflikty nie sprzyjajÄ… komunikacji. To i tylko to mam na myÅ›li, kiedy piszÄ™, że tak jest... nawet, jeÅ›li pacjenci i co gorsza terapeuci nie zdajÄ… sobie z tego sprawy, tj. nie zdajÄ… sobie sprawy wÅ‚aÅ›nie z etycznych przesÄ…dzeÅ„, które w procesie terapeutycznym siÄ™ dokonujÄ…. MyÅ›lÄ™, że nasza dyskusja pokazuje wyraźnie, że może tak być. MyÅ›lÄ™, że sÄ… racjonalne powody, aby twierdzić, że terapia może odbywać siÄ™ w nieÅ›wiadomoÅ›ci gÅ‚Ä™bszej motywacji. Moje drobne cytaty z Berne’a miaÅ‚y to wÅ‚aÅ›nie podpowiadać. Ponownie, nie rozumiem, co to ma wspólnego z pychÄ…? CytujÄ™ SÅ‚ownik JÄ™zyka Polskiego: „pycha, wysokie mniemanie o sobie, duma, wyniosÅ‚ość, zarozumiaÅ‚ość”. Upieram siÄ™ zatem przy twierdzeniu, że przypisanie mi tej cechy jest identyczne z próbÄ… przypisania mi pewnej cechy charakteru. W mojej ocenie - nie uzasadnionÄ… próbÄ…. I próbÄ…, powtarzam to raz jeszcze, o tyle chybionÄ…, że dokonywanÄ… w trakcie dyskusji, a nie w trakcie procesu diagnostycznego. PróbÄ… majÄ…cÄ… na celu zupeÅ‚nie oczywisty cel: zdyskredytowanie interlokutora. Widać takie zasady przyjÄ…Å‚ pan Morasiewicz posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ etykÄ… dyskursu.

Na koniec uwaga ogólna. Oczywiście zdaję sobie sprawę z ograniczeń modelu sprawiedliwości. Jeszcze bardziej zdaję sobie sprawę z ograniczeń jego aplikacji dla procesu terapeutycznego. Wszystkie uwagi w tym temacie poczynione przez Państwa uważam za zasadne. Myślę jednak, że koncepcje etyczne oparte na idei słuszności, a nie idei dobra mają wiele zalet, które warto docenić. Do tego chciałem Państwa przekonać. Jeśli robiłem to nieudolnie, jeśli uruchomiłem styl, retorykę, które zawierały w sobie zbyt wiele elementów kategorycznych, to oczywiście winę za brak porozumienia ponoszę ja. Pewnie włożyłem za mało wysiłku w proces argumentowania. Tak ja rozumiem powinności wynikające z etyki dyskursu.

Szymn Wróbel

:

1. Jürgen Habermas, Teoria działania komunikacyjnego, tłum. Andrzej Maciej Kaniowski, tom I, Warszawa 1999, s. 77. Powrót do tekstu.

powrót
 
webmaster © jotka