POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

O kwestiach podstawowych i nie tylko...

Jerzy Aleksandrowicz

Ogromnie się cieszę z wypowiedzi nadesłanych przez pp K. Sikorę i J. Morasiewicza. Przepraszam, że ze względu na ograniczenia czasowe mogę jedynie zasygnalizować kierunki odpowiedzi, pomijając być może niezbędną, obszerniejszą argumentację, a także za to, że wysyłając ten tekst późnym wieczorem, bardzo utrudniam reakcję na poniższe uwagi. Mam jednak nadzieję, że będziemy mieli niejedną okazję do kontynuowania tych rozważań.

W sprawach, podniesionych przez p. SikorÄ™, konieczne wydaje mi siÄ™ przede wszystkim wyjaÅ›nienie, że nie uważam, by leczenie byÅ‚o wyÅ‚Ä…cznie domenÄ… osób dysponujÄ…cych dyplomem lekarza. W wielu tekstach publikowanych w ostatnich latach dawaÅ‚em zresztÄ… wyraz przekonaniu (jak sÄ…dzÄ™, współczeÅ›nie powszechnemu), że osoby o bardzo różnym wyksztaÅ‚ceniu wnoszÄ… do medycyny wartoÅ›ciowÄ… wiedzÄ™ i doÅ›wiadczenie. W szczególnoÅ›ci dotyczy to psychologów. Ich współdziaÅ‚anie w procesie leczenia (i to nie tylko zaburzeÅ„ psychicznych) jest już „normÄ…” chyba w caÅ‚ym Å›wiecie.

Chodzi mi jednak o dysponowanie pewnym kwantum wspólnej wiedzy - tej o chorym człowieku i o istocie jego zaburzeń, a także o to specyficzne i bardzo złożone doświadczenie, które pojawia się w relacji, której celem jest terapia. Być może się mylę, ale nie potrafię wyobrazić sobie, by bez tego mógł zaistnieć proces leczenia. Cała dotychczasowa praktyka skłania mnie do przekonania, że ani lekarz, ani psycholog, ani np. filozof nie potrafią skutecznie pełnić zadań terapeutycznych bez możliwie gruntownej wiedzy o tym, co mają leczyć. Dotyczy to oczywiście także psychoterapii.

Chyba, że sprowadzimy jÄ…, tak jak pół wieku temu, do uruchamiania niespecyficznych czynników terapeutycznych - to znaczy tego, czym posÅ‚ugujÄ… siÄ™ w równej mierze lekarze, co kapÅ‚ani czy bioenergoterapeuci. SkÄ…dinÄ…d, użyteczność takich dziaÅ‚aÅ„, bÄ™dÄ…cych „pomocÄ…”, ale prawie zawsze obecnych w procesie leczenia, jest - przynajmniej moim zdaniem - niewÄ…tpliwa.

SÄ…dzÄ™ jednak, że rzeczywista użyteczność terapii, prowadzonej zarówno przez lekarzy posÅ‚ugujÄ…cych siÄ™ rozmaitymi sposobami przywracania zdrowia jak i psychoterapeutów nie bÄ™dÄ…cych lekarzami, jest konsekwencjÄ… dysponowania przez nich tÄ… wiedzÄ… i doÅ›wiadczeniem, potocznie nazywanym „klinicznym”. (A propos: P. Morasiewicz ma oczywiÅ›cie racjÄ™ wskazujÄ…c na nietrafność okreÅ›lenia psychoterapii jako pewnej „formy” leczenia, być może „metoda” jest lepszym - ale jak wiadomo, to ostatnie okreÅ›lenie ma w naszym zawodowym żargonie szczególne konotacje. WiÄ™c może „sposób”?)

Po drugie: posÅ‚użenie siÄ™ przykÅ‚adami z obszaru psychologii humanistycznej, a zwÅ‚aszcza egzystencjalnej (dostarczonymi przez biorÄ…cych udziaÅ‚ w debacie) nie oznacza, że w odróżnieniu od niej podejÅ›cia psychodynamiczne, behawioralno-poznawcze i inne, „automatycznie” uważam za zasadne podstawy psychoterapii. Wydaje mi siÄ™, że rozróżnienie miÄ™dzy psychoterapiÄ… sensu stricto a pomaganiem nie przebiega wedÅ‚ug kryterium wskazywanego przez p. SikorÄ™. Jak wiadomo, wÅ‚aÅ›nie psychoanalizie, a także psychodynamicznej (w rozumieniu „psychoanalitycznej”) psychoterapii zarzuca siÄ™ czÄ™sto, że nie majÄ… one charakteru leczenia, lecz wyÅ‚Ä…cznie pomagania.

SÄ…dzÄ™, że „uzależnienie siÄ™” (zarówno psychoterapeuty jak i pacjenta) od jakiekolwiek systemu teoretycznego jest sprzeczne z zadaniami leczenia. Bliski mi jest poglÄ…d, że leczenie - usuwanie zaburzeÅ„ - wymaga tworzenia „indywidualnych” teorii wyjaÅ›niajÄ…cych zaburzenia poszczególnych pacjentów, zespoÅ‚u hipotez opisujÄ…cych ich indywidualnÄ… specyfikÄ™ i opracowania dla każdego procesu terapeutycznego indywidualnych, stosownych do tej specyfiki, sposobów usuwania zaburzenia. Natomiast wyjaÅ›nianie tej specyfiki w kategoriach jakiejÅ› ogólnej teorii nieraz sprawia wrażenie przykrawania problematyki pacjenta do „Prokrustowego Å‚oża”, a to z kolei uniemożliwia skuteczne leczenie. Tak wiÄ™c owÄ… granicÄ™ miÄ™dzy leczeniem a pomaganiem widziaÅ‚bym (pomijajÄ…c inne ważne aspekty) raczej w odwoÅ‚ywaniu siÄ™ do dostrzegalnych danych z obszaru indywidualnej patologii, w odróżnieniu od odwoÅ‚ywania siÄ™ do teorii. Inna sprawa, że - jak sÄ…dzÄ™ - w każdej z istniejÄ…cych teorii można przecież znaleźć elementy inspirujÄ…ce i przydatne w tworzeniu takiej indywidualnej koncepcji wyjaÅ›niajÄ…cej mechanizmy i przyczyny zaburzenia konkretnego chorego.

Po trzecie - trudno mi siÄ™ zgodzić z twierdzeniem, że nie da siÄ™ ocenić skutecznoÅ›ci psychoterapii. OczywiÅ›cie nie mam na myÅ›li „psychoterapii w ogóle” (podobnie, jak nie da siÄ™ okreÅ›lać skutecznoÅ›ci „farmakoterapii w ogóle”, a jedynie okreÅ›lonego leku w konkretnej chorobie). Można to robić w odniesieniu do tych zaburzeÅ„, których patomechanizmy sÄ… przynajmniej w jakiejÅ› mierze poznane - i wówczas oceny efektów psychoterapii adekwatnej do tych patomechanizmów dajÄ… siÄ™ mierzyć identycznie, jak efekty odpowiedniej farmakoterapii. Ale też nie ma wówczas innej różnorodnoÅ›ci celów, niż ta wynikajÄ…ca z indywidualnych różnic w zaburzeniach.

W ocenie skuteczności leczenia ogromnym ułatwieniem (ale też instrumentalnym uproszczeniem) okazuje się to, że mimo indywidualnego zróżnicowania zaburzeń, istotne zmiany udaje się ująć w ogólniejsze, dość wyraziste kategorie (np. trwałe ustąpienie wszystkich objawów, zmiana niektórych cech osobowości itp.).

W tej ostatniej sprawie rzeczywiÅ›cie przypisujÄ™ sobie pewnÄ… kompetencjÄ™, bowiem wÅ‚aÅ›nie te kwestie od kilkunastu lat sÄ… głównym nurtem moich badaÅ„. Może to sprawiać wrażenie bezzasadnej pychy, drażniÄ…cego wypowiadania siÄ™ z „pozycji eksperta”. Podobnie jak twierdzenie, że wiemy, jakim czÅ‚owiek powinien być. „Autentyczny”, „wolny” „dojrzaÅ‚y”, „zintegrowany” itp. PodtrzymujÄ™ swoje wÄ…tpliwoÅ›ci, co do tego, czy mamy prawo do takich twierdzeÅ„. RozważaÅ‚bym nawet kwestiÄ™, czy dziaÅ‚ania wynikajÄ…ce z takich przeÅ›wiadczeÅ„ sÄ… etycznie dopuszczalne.

Czymś innym wydają mi się twierdzenia, wynikające z wiedzy (a przynajmniej bardziej lub mniej trafnych domysłów) o tym, co spowodowało dysfunkcję u pacjenta. Z jego zawodowej kompetencji. Czyż posługiwanie się nią nie jest głównym uzasadnieniem istnienia tego zawodu?

SÄ…dzÄ™, że psychoterapeuta - podobnie jak każdy, kto leczy - musi sobie stale zdawać sprawÄ™ z tego, że nie wie i nie może wiedzieć wszystkiego, co jest niezbÄ™dne dla prawidÅ‚owego wnioskowania. Co wiÄ™cej, że nie dysponuje żadnym sposobem zmiany zaburzonego przeżywania, którego wyrazy dostrzega u pacjenta, bez jego aktywnego udziaÅ‚u. Może jedynie pobudzać go do dokonania tych zmian i proponować ich kierunek. Åšwiadom tych ograniczeÅ„, „skazany” jest na współpracÄ™ z pacjentem (i to go różni np. od chirurga). Ale czy wolno mu dziaÅ‚ać, nie majÄ…c żadnych podstaw wynikajÄ…cych z możliwie trafnej i obiektywnej diagnozy?

OczywiÅ›cie, sÅ‚owo „diagnoza” nie oznacza w moim myÅ›leniu nazwania zaburzeÅ„ w kategoriach jakiegoÅ› systemu ich klasyfikacji. To, co opisuje p. Morasiewicz, jest etykietowaniem piÄ™tnujÄ…cym chorego. Niezmiernie przekonuje opis efektów okreÅ›lenia kogoÅ› jako „psychopaty” i w peÅ‚ni solidaryzujÄ™ siÄ™ z protestem wobec takiego sposobu myÅ›lenia i dziaÅ‚ania.

Budzi jednak moje wÄ…tpliwoÅ›ci propozycja rezygnacji z prób okreÅ›lania, jakie jest to zaburzenie, które „ma” pacjent. Samo przez siÄ™ nie oznacza to przecież leczenia choroby, a nie pacjenta. Poza tym: czy stwierdzenie, że „Pan nie jest chory, Pan po prostu cierpi” byÅ‚oby adekwatne w przypadku choroby afektywnej? I przeciwnie - czy powiedzenie komuÅ›, kto przeżywa żaÅ‚obÄ™ po niedawnej stracie bliskiej osoby, że ma siÄ™ leczyć z depresji, jest rozsÄ…dne i etycznie poprawne? Sprawa jest zresztÄ… znacznie bardziej zÅ‚ożona, jeÅ›li siÄ™ weźmie pod uwagÄ™ chociażby reakcje w rodzaju: „jeÅ›li to jest choroba (zaburzenie), które da siÄ™ usunąć, to mam szansÄ™ na uwolnienie siÄ™ od cierpienia”. I przeciwnie - „jeÅ›li jestem tak okropny, to nic siÄ™ nie da zrobić, jedynym wyjÅ›ciem jest skoÅ„czyć z sobÄ…” (vide „KabaÅ‚a”, T. Wildera).

Przy okazji, powinienem chyba wytÅ‚umaczyć siÄ™ ze sformuÅ‚owania „ewidentne zaburzenia”. Otóż sadzÄ™, że najczęściej mamy do czynienia z takimi sytuacjami, w których zarówno pacjent uznaje swoje dolegliwoÅ›ci za chorobÄ™ (dziÅ› mówimy, mniejsza o powody i mniejsza o to, czy sÅ‚usznie, „zaburzenie”) - jak i ten, który leczy, widzi uzasadnione powody do interwencji medycznej. Dobrym przykÅ‚adem jest ów mężczyzna, u którego dostrzegÅ‚ Pan trudnoÅ›ci kontroli nad swoimi nieakceptowanymi pragnieniami. Mam wrażenie, że skoncentrowaÅ‚ siÄ™ Pan na leczeniu wÅ‚aÅ›nie ewidentnych zaburzeÅ„ wystÄ™pujÄ…cych u tego pacjenta, bÄ™dÄ…cych przyczynÄ… jego cierpienia i decyzji leczenia siÄ™ u Pana. Ważniejszych i „bardziej ewidentnych” niż te, które okreÅ›lono jako „psychotyczne”.

Czy nie jest jednak prawdÄ…, że - jak twierdzi p. Banicki - w rzeczywistoÅ›ci nikt nie jest ani zdrowy ani chory? Nie bagatelizujmy skomplikowania chociażby takich sytuacji, jak poczÄ…tek zÅ‚oÅ›liwej choroby nowotworowej, której objawów jeszcze nie widać, a jej „wÅ‚aÅ›ciciel” czuje siÄ™ Å›wietnie, caÅ‚kowicie zdrowy. Jak to zakwalifikować?

Ale bywa i tak, że osoba w Å›wieżej żaÅ‚obie rozpoznaje u siebie chorobÄ™ afektywnÄ… i poszukuje leczenia, a nie pomocy w cierpieniu. Czy można to uznać za „ewidentne zaburzenie”? Chyba nie, chociaż siÄ™ to czÄ™sto zdarza1. Może to jest jeszcze jeden z wielu współczesnych przykÅ‚adów „medykalizacji cierpienia”? Ale nie zapominajmy też o istnieniu przeciwnych procesów - np. „demedykalizacji” orientacji homoseksualnej. Czy nie jest to po prostu wyrazem postÄ™pu wiedzy?

Zgadzam siÄ™ z uwagÄ… p. Morasiewicza, że leczenie (także psychoterapia) należy do dziaÅ‚aÅ„ majÄ…cych charakter pomocy. „Pomoc” uważam za pojÄ™cie ogólniejsze, a „leczenie” za szczególny wypadek „pomagania”. MyÅ›lÄ™ jednak, że warto okreÅ›lać differentio specifica odróżniajÄ…ce pomoc w pozbyciu siÄ™ zaburzeÅ„, leczenie od tego, co jest „pomocÄ… psychologicznÄ…” - zarówno tÄ…, jakiej czasami potrzebujÄ… zdrowi ludzie jak i tÄ…, której prawie zawsze potrzebujÄ… chorzy.,a class=ah href="#pp1">2

Przekonuje mnie także pogląd, że etyka psychoterapii jest bliższa etyce medycznej niż psychologicznej, a w każdym razie nie jest z tą drugą tożsama (z tą pierwszą chyba też nie w pełni....). Przede wszystkim widzę jednak różnice (a może nawet opozycję) między etyką psychoterapii, a etyką pomocy psychospołecznej. Żałuję, że nie pora na próby dookreślenia tych różnic.

Mimo, że Å›wiadom jestem konsekwencji wysyÅ‚ania tych uwag o tak późnej porze, w żadnej mierze nie traktujÄ™ ich jako posumowania. Przeciwnie, mam nadziejÄ™, że bÄ™dzie ona w jakiejÅ› formie kontynuowana. ZwÅ‚aszcza, że trudno pominąć kwestiÄ™ relatywizmu etycznego, o której, wÅ›ród „wskazówek na przyszÅ‚ość”, pisze J. Prusak, czy też kwestiÄ™ neutralnoÅ›ci psychoterapeuty, również zasÅ‚ugujÄ…cÄ… na znacznie baczniejsza uwagÄ™. Niemniej, podobnie jak pozostali PaÅ„stwo, traktujÄ™ tÄ… wypowiedź jako ostatni mój gÅ‚os w tej debacie.

Dlatego, korzystając z okazji, bardzo serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom za poświęcenie swojego czasu i podjęcie wysiłku zmagania się z problemami, które starałem się zasygnalizować w tekście wprowadzającym. Tym bardziej, że oznaczało to rezygnację z pierwszych godzin tegorocznej wiosny. Rozmowa z Państwem była wspaniałą stymulacją i mam wrażenie, że wiem dziś znacznie więcej, niż przedwczoraj.

Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję i pozdrawiam.

Jerzy Aleksandrowicz

Przypisy:

1. Pozwalam sobie nie mieć wątpliwości, że uznanie racji i interesów firm farmaceutycznych jest w tym wypadku nieetyczne. A przy tym niepoprawne deontologicznie, bo i skutki farmakoterapii są wówczas, na ogół, co najmniej wątpliwe. Powrót do tekstu.

2. Psychotherapy and counselling w International Journal of Psychotherapy vol. 9, 2005. Nr 1 - str. 15-20; tamże str. 83-88. Psychoterapia i poradnictwo (counseling) Powrót do tekstu.

powrót
 
webmaster © jotka