POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu Jagiellońskiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  Aktualności
 


 

Wobec relatywistycznych „pewników”

Katarzyna Sikora

Mam wrażenie, że dyskusja zdominowana została raczej przez problemy o charakterze ogólnym, niż o charakterze szczegółowym. Cieszę się z tego, ponieważ mam od dłuższego czasu przeczucie, że etyka zawodowa psychologii (bo tylko na ten temat mogę się - z dużą ostrożnością - wypowiadać) grzęźnie w roztrząsaniu problemów szczegółowych, podczas gdy jakieś rozjaśnienie kwestii podstawowych, o charakterze ogólnym, pozwoliłoby znaleźć i szczegółowe rozwiązania. Wybaczcie mi Państwo, jeśli jestem naiwna w tych mniemaniach.

W tekście wprowadzającym Autor przedstawił kilka relatywistycznych „pewników”: normy są nieracjonalne, ale emocjonalne, system wartości zależny jest od czasu, miejsca, osoby, można go w każdej chwili zawiesić. Czym jest dobro, to zależy od terapeuty, a dokładnie od jego wiedzy, też uwarunkowanej wielorako - WSZYSTKO PŁYNIE. A jeśli wszystko płynie, istnieje ryzyko, że się potopimy.

Pozwólcie Państwo, że odwołam się do mojego doświadczenia dydaktycznego - od kilku lat prowadzę zajęcia z zakresu etyki zawodowej w Instytucie Psychologii UJ, dla studentów V roku. Jako że nie czuję się w prawie wykładać etykę zawodową ex cathedra, zajęcia mają charakter dyskusyjny, ich celem jest raczej stworzenie studentom przestrzeni dla pewnej wymiany myśli i doświadczeń. W toku zajęć napotykamy na dwa zasadnicze problemy. Pierwszym są trudności w znalezieniu języka dyskusji - student psychologii przechodzi obowiązkowo (na I roku) kurs filozofii, jednak ze zrozumiałych względów kwestie etyczne nie mogą się w takim kursie wysuwać na pierwszy plan - stąd trudności terminologiczne, konieczność poruszenia podstawowych kwestii, np. owej nieszczęsnej kwestii uzasadnialności sądów etycznych. Tym trudnościom można jednak zapobiec przez wskazanie odpowiedniej literatury. Druga trudność jest znacznie poważniejsza - chodzi o samą możliwość dyskusji na temat etyki w psychologii, w tym i w psychoterapii.

Jeśli na początku dyskusji stawiam pytanie: co na gruncie Waszej wiedzy psychologicznej potraficie powiedzieć na temat... - odpowiedź niezmiennie brzmi - „TO ZALEŻY”. Zależy od przyjętego paradygmatu, od tradycji badawczej, od nurtu w psychoterapii. Im większa wiedza studentów, im większe ich zaangażowanie w naukę, tym mniejsza pewność odpowiedzi. Można powiedzieć - to dobrze, bo zbytnia pewność przeradza się w ideologię. Ale równocześnie - czy naprawdę poczucie pewności jest grzechem? Czy poświęcamy kilka lat życia po to, aby przekonać się, że nic nie wiemy i wiedzieć nie możemy?

Z drugiej strony, nie jest tak, że nasi studenci mówią „nie wiem”. Mówią raczej „wiem, że szkoła A twierdzi tak, według tradycji B jest tak, a według C jeszcze inaczej”. Nie mają problemów np. ze stawianiem hipotez na gruncie każdej z tych szkół z osobna. W trakcie zajęć rozważamy hipotetyczny przypadek osoby, która poszukuje pomocy psychologicznej w związku z odejściem bliskiej osoby. Studenci pracując w grupach starają się spojrzeć na sprawę z różnych, narzuconych im przeze mnie perspektyw, nazywając problem i formułując możliwe sposoby/kierunki pomocy. Co roku jestem pod wrażeniem sprawności, z jaką „przełączają się” z psychoanalizy na behawioryzm, z psychologii egzystencjalnej na poznawczą, posługując się co chwilę inną siatką pojęciową, odwołując się do różnych wyników badań, do literatury, do rozmaitych autorytetów, proponując skrajnie różne sposoby pomocy. Wystawia to znakomite świadectwo ich wykształceniu, ale...no właśnie - kiedy pada pytanie: co zaproponowalibyście tej osobie NAPRAWDĘ, zapada cisza, która dla mnie jest za każdym razem wstrząsająca. Tym mocniej postawię pytanie: co to znaczy, że system wartości psychoterapeuty zależy od jego wiedzy? Co to może oznaczać w sytuacji, kiedy uczymy studentów paradygmatycznej sieczki? Część z nich poświęci się praktyce psychologicznej - czy na pytanie pacjenta, „co mam robić? czy możesz mi pomóc?” odpowiedzą „to zależy”?

Nie postuluję tu oczywiście, aby wykładać na uczelniach jakiś jedynie obowiązujący paradygmat. Zanim nasi studenci podejmą pracę, wybiorą go zapewne sami, choćby podejmując szkolenie w określonym ośrodku, i staną się terapeutami o określonej orientacji teoretycznej. Być może wyniesiona ze studiów niepewność, podejrzliwość co do wszelkich „prawd”, wzmocni ich odporność na ideologie. Mam nadzieję, że pozostanie w nich to, co obserwuję niezależnie od wspomnianej niepewności - wrażliwość na drugiego człowieka i chęć udzielenia pomocy.

Ciągle jednak nie wiem, gdzie leży jakiś środek między wyznawaniem ideologii a całkowitą niepewnością, między „fundamentalizmem psychoterapeutycznym” a skrajnym relatywizmem, między pychą kogoś, kto uważa, że wie wszystko, a pychą kogoś, kto uważa, że wie na pewno, że nic na pewno wiedzieć nie można. Jednym z postulatów etycznych psychoterapeuty (i psychologa w ogóle) jest postulat rzetelnego poszukiwania wiedzy, postulat - nie lubię tego słowa - samokształcenia. Ale wymaga to przynajmniej nadziei, że jest coś, czego mogę się dowiedzieć. I nadziei, że nie tylko chcę - ale MOGĘ być dobry(m psychoterapeutą).

Żeby zawiesić sąd, trzeba go najpierw mieć. Zanim podejmę próbę pomocy drugiemu człowiekowi, muszę mieć choćby nadzieję, że potrafię mu pomóc. Nie wiem, czy można bez tej nadziei „spojrzeć w głąb otchłani”.

Ostatecznie wychodziłoby na to, że nadzieja jest etyczną postawą psychoterapeuty.

Katarzyna Sikora

powrót
 
webmaster © jotka