POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

Próby relacji, czyli etyka psychoterapii
Z refleksji nad etykÄ… psychoterapii
w odpowiedzi Prof. Jerzemu W. Aleksandrowiczowi

Małgorzata Opoczyńska

Miejsce etyki w psychoterapii

Do Destiny (jednego z niewidzialnych miast zapisanych przez Italo Calvino) można dojechać na dwa sposoby: statkiem lub na wielbÅ‚Ä…dzie. Miasto jawi siÄ™ inaczej temu, kto nadjeżdża od strony lÄ…du, i temu, kto wpÅ‚ywa do niego morzem (por. Calvino, 2005, s. 17). Poznać DestinÄ™, to „spojrzeć za siebie” - miejsce, z którego siÄ™ patrzy, w równym stopniu co rzecz, na którÄ… siÄ™ patrzy, okreÅ›la przedmiot pragnienia.

Nie inaczej jest z każdÄ… rzeczÄ…, na którÄ… czÅ‚owiek patrzy i rozważa; w dosÅ‚ownym sensie tego sÅ‚owa, niewidzialność, której jest przeciwieÅ„stwem, nadaje jej ksztaÅ‚t. Tak jest też, gdy przedmiotem namysÅ‚u jest „etyka psychoterapii” i trzeba, zanim o niej siÄ™ powie, powiedzieć coÅ› o miejscu patrzenia.

Moim miejscem, jest doÅ›wiadczenie psychoterapeutyczne, a perspektywa, z której na nie patrzÄ™ i je opisujÄ™, nazywana jest z reguÅ‚y egzystencjalnÄ…, co w tym wypadku znaczy: wychodzÄ…ca wprost (na ile to możliwe) z indywidualnego doÅ›wiadczenia i dopiero wtórnie poszukujÄ…ca słów (kategorii, form) na jego miarÄ™ (zadanie w istocie niewykonalne zważywszy na przepaść oddzielajÄ…cÄ… to, co indywidualne, od tego, co zbiorowe). MyÅ›lenie w takim miejscu chce być konkretne: „obok Å›ciÅ›le okreÅ›lonego pojedynczego coÅ›, co pomyÅ›lane, wystÄ™puje myÅ›lÄ…cy” (por. Kierkegaard w: Toeplitz, 1980, s. 262) i nie-obiektywne (obiektywizować, wedle słów M. Bierdiajewa, to czynić coÅ› obcym, ogólność zastÄ™puje wspólnotÄ™). Abstrakcja - anonimowe coÅ› wykorzenione z miejsca patrzenia - nie budzi wiÄ™c jego pragnieÅ„ (obym nigdy nie pisaÅ‚ o nikim - napominaÅ‚ E. Cioran). - ZnikajÄ… z pamiÄ™ci idee, nieznajÄ…ce sprzecznoÅ›ci systemy kruszÄ… siÄ™ wÅ›ród „mezaliansów rzeczy” („Zora, zmuszona do trwania, nieruchoma i niezmienna, aby lepiej zapisywać siÄ™ w pamiÄ™ci, zasÅ‚abÅ‚a, rozpadÅ‚a siÄ™ i znikÅ‚a. Ziemia o niej zapomniaÅ‚a” (por. Calvino, 2005, s. 15), a konkretne, nieforemne coÅ› (rzec można, kaprys, arogancki wobec wszelkich racji istnienia) trwa. Czy miejscem etyki nie jest coÅ›, co trwa wbrew zmiennoÅ›ci idei i przemijalnoÅ›ci ich Å›ladów?

„Etyka”, przypominaÅ‚ w LiÅ›cie o«humanizmie M. Heidegger, po raz pierwszy pojawiÅ‚a siÄ™ w szkole Platona wraz z „logikÄ…” i „fizykÄ…”. WczeÅ›niejsi myÅ›liciele nie znali ani „logiki”, ani „fizyki”, ani „etyki”, a jednak ich myÅ›lenie nie byÅ‚o ani nielogiczne, ani niemoralne. „Nauka powstaje, ale myÅ›lenie odchodzi” (por. Heidegger, 1977, s. 116). Etyka jest u samego poczÄ…tku?

Próby relacji, czyli dyskursu?

L. Szestow nie ukrywaÅ‚ swego rozczarowania psychologiÄ… i bez ogródek nazywaÅ‚ jÄ… naukÄ… topornÄ…. „Toporna psychologia” - pisaÅ‚ - która, jak każda nauka, zanim cokolwiek przedsiÄ™bierze, ogÅ‚asza wszem i wobec swoje plany i sposoby ich urzeczywistniania, w ogóle nie nadaje siÄ™ do pochwycenia tak ulotnej i nieuchwytnej substancji, jak dusza ludzka”. „Topornej” poÅ›wiÄ™ciÅ‚ jeszcze tylko jedno zdanie - „Pozostawimy psychologii honorowe miano nauki, bÄ™dziemy nawet otaczać szacunkiem materialistów” - sam zaÅ› ogÅ‚osiÅ‚ stanowcze: „ale duszÄ™ spróbujemy wyÅ›ledzić innymi sposobami” (por. Szestow, 2005, s. 92).

L. Szestow nie zajmowaÅ‚ siÄ™ psychoterapiÄ… (wÄ…tpiÄ™, czy czytaÅ‚ dzieÅ‚a Z. Freuda - w jego pracach brak Å›ladów lektury), lecz to, co napisaÅ‚ na temat sposobów wyÅ›ledzenia duszy ludzkiej, stanowi dobry poczÄ…tek refleksji nad etykÄ… psychoterapii. „Spróbujcie w myÅ›li pochylić siÄ™ nad obcÄ… duszÄ…; nie zobaczycie niczego oprócz pustki, ogromnej, czarnej otchÅ‚ani, i w rezultacie odczujecie wyÅ‚Ä…cznie zawrót gÅ‚owy. Z czego wynika, że, wÅ‚aÅ›ciwie rzecz ujmujÄ…c, wyrażenie «zajrzeć w czyjÄ…Å› duszÄ™» to wyÅ‚Ä…cznie nieudana metafora (...). Tymczasem obca dusza, tak jak dawniej, pozostaje niewidoczna i, tak jak dawniej, możemy o niej jedynie zgadywać, być może prawidÅ‚owo, a być może bÅ‚Ä™dnie”. I dalej, po kolei odrzucajÄ…c sposoby poznania drugiego czÅ‚owieka (z których korzysta też psychologia), w momencie, w którym wydaje siÄ™ już, że nic nie ocali dla poznania, dzieli siÄ™ zaskakujÄ…cym stwierdzeniem: „Wydaje siÄ™, że w gÅ‚Ä™bi ciemnej otchÅ‚ani, o której mówiliÅ›my wczeÅ›niej, można coÅ› dostrzec, i że przeszkadzajÄ… w tym jedynie zawroty gÅ‚owy. Z czego wynika, że nie należy wymyÅ›lać nowych sposobów, lecz raczej przyuczać siebie do patrzenia bez strachu w otchÅ‚aÅ„, która nienawykÅ‚emu wzrokowi zawsze bÄ™dzie siÄ™ wydawać bezdenna. ZresztÄ… w koÅ„cu także i bezdenność niekoniecznie musi siÄ™ okazać caÅ‚kowicie nieprzydatna” (por. Szestow, 2005, 92-93).

JeÅ›li otchÅ‚aÅ„, o której pisaÅ‚ L. Szestow, potraktować jako metaforyczne okreÅ›lenie niewidzialnoÅ›ci każdego z nas, wówczas „przyuczanie siebie do patrzenia bez strachu w otÅ‚chaÅ„” byÅ‚oby podstawowym zadaniem tak terapeuty, jak i pacjenta próbujÄ…cych relacji. Z rozmysÅ‚em używam sÅ‚owa „próby”, gdyż próbujÄ…cych musi być co najmniej dwóch. Relacji siÄ™ nie ma, relacji siÄ™ próbuje. Nieobecność terapeuty na próbie niweczy sens próby pacjenta.

JeÅ›li trwanie relacji pomiÄ™dzy terapeutÄ… a pacjentem zależy od każdego z nich, oznacza to, że tym, co od nich zależy jest to, co do nich nie należy. Zależy ode mnie to, co do mnie nie należy. Nie należy do mnie pacjent, choć mogÄ™ mówić o nim niekiedy: „mój pacjent”. Nie posiadam go, w znaczeniu, na jakie wskazywaÅ‚ E. Lévinas, wymyka siÄ™ bowiem mojemu tematyzujÄ…cemu spojrzeniu, jest ponad tym, co mogÄ™ ująć i zamknąć w pojÄ™ciu. Ale wÅ‚aÅ›nie dlatego, że do mnie nie należy, zależy ode mnie, czy wychodzÄ…c mi naprzeciw podejmie próby relacji i bÄ™dzie w nich trwaÅ‚. Zadanie pacjenta jest tak samo paradoksalne. Terapeuta nie należy do niego, choć może mówić o nim „mój”, ale od pacjenta zależy, czy uniesie ciężar jego obecnoÅ›ci i nieobecnoÅ›ci, wychodzenia naprzeciw i znikania za zasÅ‚onÄ… „bycia jako”1 i czy, mimo tych udrÄ™k odbierajÄ…cych nadziejÄ™, wytrwa w próbach relacji.

Zadania obu, równie paradoksalne, nie są jednak równe - od terapeuty bowiem zależy dodatkowo to, co zależy od pacjenta (zależność odwrotna, choć występuje, zawsze jest błędem sztuki). Pacjent, by wytrwać w próbach relacji, musi unieść ciężar terapeuty, który do niego nie należy. To zadanie często ponad jego siły (wcześniejsze doświadczenia życiowe osłabiły jego zdolność znoszenia niespełnienia) i do terapeuty należy zadanie wspierania go w tych wysiłkach. Mówiąc inaczej, choć od każdego z nich: pacjenta i terapeuty zależy to, co do nich nie należy, dodatkowo od terapeuty zależy to, co do niego należy. Jego odpowiedzialność dotyczy tego, kto do niego nie należy i co do niego należy. Odpowiada przed pacjentem za to, co do niego należy.

SÅ‚owa ostatnie nie oznaczajÄ… wcale, że zadania terapeuty „ważą” wiÄ™cej. Wszelkie pomiary sÄ… tu nie na miejscu2, i jeÅ›li teraz - wbrew temu - ryzykujÄ™ „pomiar”, czyniÄ™ to po to, by z hipotetycznego wywieść ważny wniosek. Zadanie, przed którym stoi pacjent wydaje siÄ™ ciążyć wiÄ™cej, a zatem, wprawdzie trwanie relacji pomiÄ™dzy nim i terapeutÄ… zależy od każdego z nich, wiÄ™ksza odpowiedzialność spoczywa na terapeucie. Nie tylko dlatego, że wiÄ™cej od niego zależy, ale też dlatego (znów trafia siÄ™ paradoks), że ryzykujÄ…c mniej (jak zwykle siÄ™ mniema), Å‚atwiej wpada w puÅ‚apki zastawione przez swoje kryjówki. WyjaÅ›niÄ™ teraz, co mam na myÅ›li.

JeÅ›li w oczach terapeuty przychodzÄ…cy do niego pacjent, nie jest przypadkiem ogólnej zasady, ale nieznajomym, którego siÄ™ nie spodziewa, dylemat: zbliżyć siÄ™ do niego czy oddalić, nie jest dla niego teoriÄ…3, lecz częściÄ… doÅ›wiadczenia. Podobnie otchÅ‚aÅ„, o której pisaÅ‚ L. Szestow, nie jest tylko zgrabnÄ… metaforÄ…, lecz przestrzeniÄ…, w której patrzy na siebie dwoje nieznajomych. Obaj stojÄ… przed tym samym wyborem: jak być wobec nieznanego: „przyuczać siebie do patrzenia bez strachu w otchÅ‚aÅ„”, czy skryć siÄ™ przed niÄ… w kryjówkach znajomego.

Zapewne, aby trwać i wytrwać w relacji, trzeba jednego i drugiego. Relacja nie jest czymÅ›, co jest, co siÄ™ ma i nad czym można sprawować kontrolÄ™ - sformuÅ‚owania z podrÄ™czników psychoterapii, takie jak: „nawiÄ…zanie relacji”, „budowanie relacji”, „stworzenie relacji” wprowadzÄ… w bÅ‚Ä…d. W relacji próbuje siÄ™ obecnoÅ›ci w innym i nieobecnoÅ›ci ratujÄ…cej tożsamość, próbuje siÄ™ jednoczeÅ›nie i niejednoczeÅ›nie - rytm prób natrafiajÄ…cych na siebie nie musi być miarowy, toteż spodziewać siÄ™ po nich, że zbudujÄ… prosty, stabilny i nieskomplikowany trakt pomiÄ™dzy jakimÅ› mnÄ…, a jakimÅ› tobÄ…, to dać siÄ™ zwieść iluzji znanej z bajek czytanych w dzieciÅ„stwie: i żyli dÅ‚ugo i szczęśliwie.

„W pojÄ™ciu «relacja»” - powtórzÄ™ za M. P. Markowskim - „kryje siÄ™ poważna i nieusuwalna dwuznaczność. Z jednej strony relacja odsyÅ‚a nas od samych siebie ku temu, co nie nasze, co pozbawia nas naszej jednostkowoÅ›ci (...). Z drugiej strony relacjÄ… jest także odpowiedź na to zagrożenie” (por. Markowski, 2002, s. 39). Zarówno „przyuczanie siÄ™ do patrzenia w otchÅ‚aÅ„”, jak i dystansowanie siÄ™ od niej, jednoczesność zbliżania siÄ™ i oddalania, strachu przed Innym i „Å‚apania oddechu” w kryjówkach oswojonego. Relacja trwa, dziÄ™ki swej dwuznacznoÅ›ci. Jednoznaczność, wszystko jedno, czy w postaci wyÅ‚Ä…cznie „bycia jako” (bycia w roli), czy wyÅ‚Ä…cznie „bycia w innym”, prowadzi nieuchronnie do jednostronnoÅ›ci. Ta zaÅ›, w konsekwencji, do koÅ„ca relacji, gdyż relacja zakÅ‚ada zawsze istnienie co najmniej dwóch stron, dwóch czÅ‚onów odniesionych do siebie. PuÅ‚apka jednostronnoÅ›ci jest staÅ‚ym zagrożeniem każdej relacji i jednoczeÅ›nie jej pokusÄ…. Obietnica jednoznacznego ksztaÅ‚tu Å‚atwo staje siÄ™ kryjówkÄ… przed Innym niezapowiedzianym teoriami przepisywanymi z pamiÄ™ci.

Nie tylko strach przed Innym wpÄ™dza terapeutÄ™ w kryjówkÄ™ „bycia jako”. NakÅ‚adane na niego oczekiwania spoÅ‚eczne, by diagnozowaÅ‚, to znaczy rozpoznawaÅ‚ i projektowaÅ‚ zmianÄ™, dodatkowo potÄ™gowane lÄ™kami pacjenta przed bliskoÅ›ciÄ…, niemal naturalnie wtrÄ…cajÄ… go w pozycjÄ™ patrzÄ…cego na Å›wiat przez dziurkÄ™ od klucza. Åšwiat przez niÄ… widziany przestaje straszyć bezmiarem. Dziurka od klucza „wycina” z niego ksztaÅ‚t i powstaje temat: rzecz do zbadania, problem do rozwiÄ…zania, przedmiot nieznieksztaÅ‚cony niczyjÄ… obecnoÅ›ciÄ…. Przez dziurkÄ™ od klucza nie wywoÅ‚a siÄ™ obecnoÅ›ci pacjenta. Zobaczy siÄ™ jedynie jego ksztaÅ‚t wyciosany nieruchomÄ… formÄ… klucza4. A jeÅ›li klucz wziąć za metaforÄ™ wiedzy rozpoznajÄ…cej w Å›wiecie samÄ… siebie, można powiedzieć, że terapeuta zastygajÄ…cy w pozycji patrzÄ…cego na pacjenta przez dziurkÄ™ od klucza, nie próbuje z nim relacji. Próbuje relacji jedynie z tym, co wie.

Poza relacjÄ… z pacjentem jest też terapeuta, który nie godzÄ…c siÄ™ na żaden dystans pomiÄ™dzy nim a sobÄ…, „patrzy w otchÅ‚aÅ„” bez umiaru. Postulat takiego patrzenia urósÅ‚ w myÅ›li C. R. Rogersa do naczelnej zasady terapii5. Nie obcy byÅ‚ też R. D. Laingowi - ten, odżegnujÄ…c siÄ™ od wszelkich form uprzedmiotawiania pacjenta, bezpoÅ›redniość kontaktu z nim, którÄ… postulowaÅ‚, rozumiaÅ‚ jako „brak wszystkiego, co dzieli”. „Psychoterapia - pisaÅ‚ m. in. - polega na usuniÄ™ciu wszystkiego, co nas dzieli, wszystkich rekwizytów, masek, ról, kÅ‚amstw, stosowanych przez nas taktyk obronnych, lÄ™ków, projekcji i introjekcji - krótko mówiÄ…c, polega na usuniÄ™ciu wszystkiego, co przychodzi z przeszÅ‚oÅ›ci, przeniesienia i przeniesienia zwrotnego, które stosujemy wskutek przyzwyczajenia i zmowy, Å›wiadomie lub nie, jako naszÄ… walutÄ™ w kontaktach z innymi. To wÅ‚aÅ›nie ta waluta, to wÅ‚aÅ›nie te Å›rodki odtwarzajÄ… i intensyfikujÄ… stan wyobcowania, który pierwotnie je wywoÅ‚aÅ‚” (por. Laing, 1996, 47-48). Nie dlatego postulat wyrażony przez C. R. Rogersa i R. D. Lainga grozi brakiem relacji pomiÄ™dzy pacjentem i terapeutÄ…, ponieważ jest niemożliwy do speÅ‚nienia, ale dlatego, że gdyby byÅ‚ możliwy do speÅ‚nienia6, relacja pomiÄ™dzy nimi straciÅ‚aby swojÄ… racjÄ™ bytu - brak wszystkiego, co dzieli, czyli brak różnicy pomiÄ™dzy koniecznymi dla istnienia czÅ‚onami, znosi w ogóle jej możliwość. Dwustronność i wynikajÄ…cy z niej dystans jest warunkiem koniecznym spotkania z Innym niebÄ™dÄ…cym projekcjÄ… mnie samego, a wiÄ™c i relacji, która dopóty, dopóki „tworzÄ™ z samym sobÄ… rodzaj krÄ™gu” wewnÄ…trz którego umieszczam Innego, „czy raczej wyobrażenie o nim”, pozostaje jedynie postulatem (por. Marcel, 1986, s. 91-92). Czy „owo chwalebne dążenie do przejrzystoÅ›ci” - jak nazywa M. Janion postulat R. D. Lainga znoszenia granic pomiÄ™dzy pacjentem a terapeutÄ…, a także pomiÄ™dzy mnÄ…, o którym wiem i mnÄ…, którego nie znam, „czegoÅ› ważnego, czegoÅ› istotnego nie unicestwia? Czy nie przekreÅ›la, nie przeÅ›lepia jakichÅ› wartoÅ›ci” (por. Janion, 1984, s. 351)? Czy bliskość bez granic, wolna od nieporozumieÅ„ i niedomówieÅ„, a także od innych, po gombrowiczowsku nazwanych „niedo” (por. Gombrowicz 1986, s. 148) nie sprzeciwia siÄ™ każdej zmianie, a wiÄ™c i tej, którÄ… niejasno wyobraża sobie pacjent decydujÄ…c siÄ™ na psychoterapiÄ™? Zmiana, to przekroczenie lub zaakceptowanie granic. Jest sens Å›nić o zmianie, jeÅ›li zaÅ‚oży siÄ™ nieobecność granic?

M. Janion wystÄ™pujÄ…c w obronie fantazmatów pisaÅ‚a, że wystÄ™puje w obronie „maski niezbÄ™dnej do istnienia”7. Fantazmatów broniÄ… także ci twórcy, którzy z niewiedzy i niedomówieÅ„ (ciemnoÅ›ci i cienia) czyniÄ… tworzywo swych sztuk w piÄ™kno zamieniajÄ…c fantazje znad granicy. WsÅ‚uchujÄ…c siÄ™ w ich skromny ton (skromność jest tu cnotÄ… umiaru - wystarczy cieÅ„ rzeczy, jej margines, kaprys sennego widziadÅ‚a, by staÅ‚a siÄ™ rzecz poÅ›ród tych, co patrzÄ…), wracam do pytania, dlaczego psychoterapeucie tak trudno czasami zaakceptować fakt istnienia granic pomiÄ™dzy nim a pacjentem, owÄ… przepaść, której nie można ani zasypać, ani nie zauważyć bez ryzyka nie spotkania siÄ™ z Innym i dlaczego tak trudno czerpać z nich siÅ‚Ä™ do próbowania relacji z pacjentem? Czy nie gubi go tÄ™sknota za rajem utraconym sprzed pÄ™kniÄ™cia narcystycznej skorupki (jak mówiÄ… psychoanalitycy), kiedy inność byÅ‚a nie do pomyÅ›lenia? Lub to, dalekie od myÅ›lenia starożytnych Greków, rachujÄ…ce myÅ›lenie, skoncentrowane na wyniku, poÅ›pieszne i niecierpliwe, w granicach rozpoznajÄ…ce jedynie przeszkodÄ™, by coÅ› „zrobić”, coÅ› „przeżyć” (por. Heidegger, 1996, s. 51)8?

Relacja trwa nie wbrew granicom, ale dziÄ™ki nim. Nie wbrew dystansowi pomiÄ™dzy terapeutÄ… a pacjentem, ale z niego czerpiÄ…c. ZawiÄ…zuje siÄ™ pomiÄ™dzy obecnymi „z krwi i koÅ›ci”: wywoÅ‚ujÄ…cymi Innego i chowajÄ…cymi siÄ™ przed nim w kryjówkach pamiÄ™ci. „Bycie w Innym” i „bycie jako” - krążenie raz tu, raz tam, tam i z powrotem, patrzenie w bezksztaÅ‚t i „Å‚apanie” równowagi dziÄ™ki „dziaÅ‚aniom z pamiÄ™ci”. Dyskurs, czyli „odejÅ›cia i powroty, przedsiÄ™wziÄ™te «kroki» i «intrygi»” (por. Barthes, 1999, s. 39), korowód chwil przeciwstawiajÄ…cy siÄ™ rutynie. Terapeuta, odpowiadajÄ…c pacjentowi wychodzÄ…cemu mu naprzeciw, nieuchronnie zderza siÄ™ z niewspółmiernoÅ›ciÄ… tego, co ujÄ™te w tematy („terapeuta”, „pacjent”, „zaburzenie”, „problem”), z tym, co inne. Inny, jako mój rozmówca (także ja - Inny), wymyka siÄ™ moim sÅ‚owom ginÄ…c w mroku niewiedzy. OÅ›wietlam go szukajÄ…c w nim znajomego tekstu: wpisujÄ™ go weÅ„ i na moment rozpoznajÄ™. Lecz jeÅ›li nie zastygam w pozycji patrzÄ…cego przez dziurkÄ™ od klucza, gubiÄ™ go znowu i znowu szukam. Póki relacja trwa, odtwarzam ruch pierwszej próby: to zbliżam siÄ™ do Innego, to oddalam. Moje spojrzenia nie nieruchomiejÄ… w obrazie, a sÅ‚owa nie krzepnÄ… we frazy przystrojone kropkÄ…. Relacja jest dyskursem, a powtórzenie owym „czymÅ›”, co utrzymuje jÄ… w czasie.

##4##

Etyka jako powtórzenie

Powtórzenie, jak wynika z analiz S. Kierkegaarda, dla estety niemożliwe (smak chwili nie może być powtórzony i dlatego esteta zadowala siÄ™ pierwszym wrażeniem), dla czÅ‚owieka etycznego jest zadaniem każdej chwili. „Dla estety chwila jest ważna: chodzi o chwilÄ™ obecnÄ…. Ale nie każda chwila jest dlaÅ„ «tÄ…» wÅ‚aÅ›nie chwilÄ…; jedynie ta, która jest unikalna i nieporównywalna, porywajÄ…ca i czarujÄ…ca i gdy dziÄ™ki niej przeżywa coÅ› wspaniaÅ‚ego. Wszystkie inne sÄ… nieznoÅ›ne, codzienne i trywialne. Dlatego esteta spÄ™dza czas na Å‚aknieniu i szukaniu chwil porywajÄ…cych. Wtedy jest sobÄ…. Lecz owe chwile szybko uciekajÄ…. To, co cudowne - znika. Biedny esteta pogrąża siÄ™ w rozpaczy. PorywajÄ…ce przeżycie nie pozwala siÄ™ powtórzyć ot tak, samo z siebie”. CzÅ‚owiek etyczny z kolei, nie poprzestaje na pierwszym wrażeniu. Nie zadowala siÄ™ oglÄ…dem pierwszej chwili, bo wie, że jest niewystarczajÄ…cy - kontur rzeczy nie wyczerpuje rzeczy, a cudowność chwili „nie wypÅ‚ywa z jej poruszajÄ…cej zawartoÅ›ci, lecz wyÅ‚Ä…cznie stÄ…d, iż zostaÅ‚a wybrana”. Obdarza wiÄ™c chwilÄ™ (rzecz w chwili) ponownym spojrzeniem, by uszÅ‚a caÅ‚o z wiÄ™zienia konturów. Z respektu dla chwili to powtórzenie. OglÄ…d radzi sobie bez naszego respektu (por. Slǿk w: Kierkegaard, 1992, s. 19).

Terapeuta-esteta i terapeuta etyczny. „Etyczny”, myÅ›lÄ…c za E. Lévinasem, to znaczy nawiÄ…zujÄ…cy relacjÄ™ z Innym (por. Lévinas, 2002). MyÅ›lÄ…c za S. Kierkegaardem, ponawiajÄ…cy w powtórzeniu „zawrót gÅ‚owy” z pierwszej chwili. W istocie oba znaczenia zbiegajÄ… siÄ™ w jednym, znikajÄ…cym punkcie - obecnoÅ›ci, która pojawia siÄ™ i czmycha, która może być tylko wywoÅ‚ana, nigdy nazwana, która pragnie relacji z drugÄ… obecnoÅ›ciÄ…, czyli dyskursu, pomimo „zawrotu gÅ‚owy” i groźby rutyny przemieniajÄ…cej niezwykÅ‚ość w szarość chwil takich samych. „Istota rozmowy jest etyczna” (por. Lévinas, 2002, s. 257)), etyka zaÅ› jest dzieckiem powtórzenia9.

Pierwsze spotkanie terapeuty z pacjentem, jeÅ›li psychoterapia jest etykÄ… w znaczeniu zobowiÄ…zania wobec Innego, powtarza siÄ™ aż po ostatnie. PomaÅ‚u, krok za krokiem, uczymy siÄ™ widzieć. Nie prawdy uniwersalne jednak - abstrakcyjne „ja” chwytane w locie i kostniejÄ…ce w „byciu jako” - lecz Innego, który „przyprawiajÄ…c nas o zawrót gÅ‚owy” staje siÄ™ dla nas jednoczeÅ›nie nadziejÄ…. Nadzieja - pisaÅ‚ G. Marcel w zarysie fenomenologii nadziei - z istoty jest cicha i skromna, jest jak gdyby naznaczona niezatartym piÄ™tnem nieÅ›miaÅ‚oÅ›ci (por. Marcel, 1959, s. 67). Psychoterapia, jeÅ›li jej zadanie nie wyczerpuje siÄ™ w leczeniu z zaburzeÅ„, lecz jest także niesieniem pociechy10, nie może zrzucić z siebie tego piÄ™tna.

Małgorzata Opoczyńska

Literatura:

Barthes R., Fragmenty dyskursu miłosnego, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999.

Baudelaire Ch., Kwiaty zła, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1990.

Bierdiajew M, Rozważania o egzystencji, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2002.

Calvino I., Niewidzialne miasta, Collegium Columbinum, Kraków 2005.

Cioran E., Wyznania i anatemy, Kraków, Wydawnictwo Zielona Sowa, 2006.

Frankl V. E., Homo Patiens, Pax, Warszawa 1976.

Gombrowicz W., Dziennik 1953-1956, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986.

Heidegger M., Budować, mieszkać, myśleć. Eseje wybrane, Czytelnik, Warszawa 1977.

Heidegger M., Przyczynki do filozofii. (Z wydarzania), Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Kraków 1996.

Janion M., Rosiek S., Osoby, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1984.

Kępiński A., Autoportret człowieka (myśli, aforyzmy), Wydawnictwo Literackie, Kraków 1992.

Kierkegaard S., Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć, PWN, Warszawa 1972.

Kierkegaard S., Powtórzenie, Fundacja Aletheia, Warszawa 1992.

Laing R. D., Polityka doświadczenia. Rajski ptak, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996.

Lévinas E., Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, PWN, Warszawa 2002.

Marcel G., Homo viator. Wstęp do metafizyki nadziei, Pax, Warszawa 1959.

Markowski M. P., Pragnienie i bałwochwalstwo. Felietony metafizyczne, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002.

Nédoncelle M., Prośba i modlitwa. Notatki fenomenologiczne, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995.
Obłok niewiedzy i inne dzieła, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1998.

Rogers C. R., Terapia nastawiona na klienta. Grupy spotkaniowe, „Thesaurus - Press”, WrocÅ‚aw 1991.

Sartre J. P., Fenomenologia spojrzenia w: Migasiński J., Lorenc I. (red.), Fenomenologia francuska. Rozpoznania/ interpretacje/ rozwinięcia, Wdział Filozofii i Socjologii UW, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 2006.

Szestow L., Początki i końce, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2005.

Toeplitz K., Kierkegaard, WP, Warszawa 1980.

Przypisy

1. Ważna, choć czÄ™sto pomijana, dystynkcja pomiÄ™dzy „byciem konkretnym”, a „byciem jako”. W terminach S. Kierkegaarda dystynkcjÄ™ tÄ™ wyraża para przeciwieÅ„stw: „egzystencja” (bycie konkretne, bycie osobowe) - „istnienie” (bycie abstrakcyjne, bycie oficjalne, bezosobowe, bycie rolÄ…) (por. Kierkegaard, 1972). Powrót do tekstu.

2. WiedziaÅ‚ o tym już anonimowy autor angielski z drugiej poÅ‚owy XIV wieku ostrzegajÄ…c swego przyjaciela w Bogu: „Strzeż siÄ™ wiÄ™c i nie tÅ‚umacz sobie fizycznie tego, co zamierzone na sposób duchowy, choćby nawet używano wyrażeÅ„ materialnych, jak «w górze», «w dole», «wewnÄ…trz», «na zewnÄ…trz», «przed», «z tej strony». Najbardziej duchowa rzecz, jakÄ… można sobie wyobrazić, jeÅ›li mamy o niej w ogóle mówić - a mowa jest czynnoÅ›ciÄ… jÄ™zyka, który jest częściÄ… naszego ciaÅ‚a - musi być zawsze omawiana w fizycznych sÅ‚owach. Lecz cóż z tego? Czy dlatego mamy jÄ… rozumieć na fizyczny sposób? ZaprawdÄ™ nie, lecz na duchowy (por. ObÅ‚ok niewiedzy, 1998, s. 108). Powrót do tekstu.

3. Jak nie był m.in. dla A. Kępińskiego, według którego decyzja zbliżenia się do drugiego człowieka lub oddalenia jest podstawową decyzją emocjonalną każdego (por. Kępiński, 1992, s. 65). Powrót do tekstu.

4. Choć odwoÅ‚ujÄ™ siÄ™ w tym miejscu do metafory użytej przez J. P. Sartre’a, jednak inaczej niż on rozumiem odsÅ‚aniane przez niÄ… znaczenia. WedÅ‚ug J. P. Sartre’a, metafora podglÄ…dania innego przez dziurkÄ™ od klucza ujawnia uniwersalnÄ… zasadÄ™ relacji miÄ™dzyludzkich: „Inny to skryta Å›mierć moich możliwoÅ›ci, którÄ… przeżywam jako ukrytÄ… w Å›wiecie (...). Być widzianym to czuć siÄ™ nieznanym przedmiotem niepoznawalnych sÄ…dów, w szczególnoÅ›ci sÄ…dów wartoÅ›ciujÄ…cych (...). Jestem niewolnikiem, kiedy stajÄ™ siÄ™ przedmiotem wartoÅ›ciowaÅ„, które mnie okreÅ›lajÄ…, podczas gdy ja nie mogÄ™ na te okreÅ›lenia oddziaÅ‚ywać, ani nawet ich poznać” (por. Sartre, 2006, s. 407-411). Dla mnie jest natomiast jednym z możliwych spojrzeÅ„, jakimi ludzie mogÄ… siebie obdarzać. Powrót do tekstu.

5. „Oto warunki - pisaÅ‚ 1957 roku C. R. Rogers - które - jak siÄ™ wydaje - muszÄ… być speÅ‚nione, aby terapia doprowadziÅ‚a do zmiany [wymieniÄ™ tylko dwa z nich]: Terapeuta w relacji z klientem jest spójny wewnÄ™trznie (czy też autentyczny lub szczery), a jego sposób komunikowania siÄ™ i obraz wÅ‚asnej osoby sÄ… zgodne z tym, czego w danej chwili doÅ›wiadcza (...); Terapeuta wyczuwa i rozumie wewnÄ™trzny system znaczeÅ„ klienta, Å›wiat jego wewnÄ™trznej i zewnÄ™trznej rzeczywistoÅ›ci, dokÅ‚adnie tak, jak postrzega go klient” (por. Rogers, 1991, s. 35). Powrót do tekstu.

6. Obecność w Innym, warunek każdej relacji, z istoty zaprzecza możliwość doskonałej symbiozy. Nie ma doskonałej symbiozy, która znosiłaby wzajemną transcendencję obecności (por. Nédoncelle, 1995, s. 67). Powrót do tekstu.

7. ArgumentujÄ…c na jej rzecz odwoÅ‚ywaÅ‚a siÄ™ do dzieÅ‚a Z. Freuda. PisaÅ‚a m.in.: „Otóż pomyÅ›lmy” - pisaÅ‚a - „gdybyÅ›my zaczÄ™li dążyć do owej upragnionej przejrzystoÅ›ci i usunÄ™li wszystko, co należy do «ja» wyobrażeniowego, wszystkie wytworzone przezeÅ„ fantazmaty, to może osiÄ…gnÄ™libyÅ›my przezroczystość, ale jakim kosztem! ZniszczylibyÅ›my chyba jakÄ…Å› istotnÄ… część ludzkiego sposobu istnienia. Może w koÅ„cu Freud miaÅ‚ znacznie lepsze rozpoznanie sytuacji czÅ‚owieka i stworzyÅ‚ dużo trafniejsza propozycjÄ™ antropologicznÄ…? Uchodzi Freud, owszem, za mistrza podejrzeÅ„ i wielkiego demistyfikatora. Ale fantazmatów nie naruszyÅ‚; objawiÅ‚, odkryÅ‚ ich istnienie - i je zachowaÅ‚” (por. Janion, 1984, s. 352). Powrót do tekstu.

8. Dla starożytnych Greków granica (peros) nie była tym, przy czym coś się kończy, przeciwnie, była tym, przy czym coś dopiero się zaczyna (por. Heidegger, 1977, s. 326). Powrót do tekstu.

9. Powyższe sÅ‚owa stanowiÄ… parafrazÄ™ słów J. Brodskiego: „Estetyka jest matkÄ… etyki, nie na odwrót” (por. Brodski w: Baudelaire Ch., 1990, s. 464). Powrót do tekstu.

10. NawiÄ…zujÄ™ do napisu: Salutio et solatio aegrorum („Nie tylko uzdrawianie, ale także niesienie pociechy”) znajdujÄ…cego siÄ™ nad bramÄ… głównÄ… miejskiego szpitala we Wiedniu i uznawanego przez V. E. Frankla za credo jego praktyki psychoterapeutycznej. Powrót do tekstu.

  1. Miejsce etyki w psychoterapii
  2. Próby relacji, czyli dyskursu?
powrót
 
webmaster © jotka