POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu Jagiellońskiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  Aktualności
 


 

Szczerze zazdroszczę Jackowi Jadackiemu...

Jan Woleński

Z góry przepraszam wszystkich dyskutantów za pomijanie tytułów i stopni, ale to ułatwia sprawę, nie mam oczywiście nic przeciwko retorsji w tym względzie. Nawiasem mówiąc, ciągle grasująca tytułomania akademicka jest jednym ze świadectw staromodności naszej korporacji naukowej.

Użyłem terminu „staromodność”, by mieć bezposredni powód do zajęcia się krytycznymi uwagami Jadackiego o moim tekście. Kilka z nich skwituję krótko. Nie widzę powodu do dyskutowania kryteriów ocen stanu badań filozoficznych, ponieważ z góry założyłem, że nie będę (poza kilkoma uwagami) takich ewaluacji dokonywał. Dodam tylko, że sformułowanie „jest na ogół taki sam, jak gdzie indziej, ani lepszy ani gorszy” trzeba rozumieć mniej więcej tak jak stwierdzenie „poziom piłki nożnej jest w Polsce taki sam jak gdzie indziej, ani lepszy ani gorszy” (to jest akurat fałszem, bo niestety jest gorszy). Jasne, że chodzi o poziom przeciętny w pewnym zbiorze obranym dla porównania, przy czym wiadomo, jak ów zbiór dobierać. Podobnie nie wdaję się w dyskusję nad tym, co znaczy staromodnośc filozofii austriackiej przed Brentanem ani nad tym, czy idee, które wstrząsają światem są coś warte czy nie, a także nad losami filozoficznej lipy. Szczerze zadroszczę Jadackiemu jego wielce uporządkowanego świata filozoficznego, w którym rzeczy jawią sie jako jednoznaczne, trafne i należycie uzasadnione lub inne, a co więcej, mamy prezycyjne i uargumentowane kryteria, by je tak oceniać. Wszelako to grzeszne uczucie [zazdrości] zostaje nieco osłabione, gdy czytam u Jadackiego takie precyzyjne stwierdzenia jak „prawie nikt nie pisze recenzji” lub „liczba [...] potencjalnych pseudo-recenzentów jest tak duża, że”. Są one wielce uargumentowane, nieprawdaż? Proponuję jednak odłożenie dyskusji metafilozoficznej na inną okazję. Pięć dalszych marginalnych uwag: (a) z Witkacym rzeczywiście trafiłem, jak kulą w płot; (b) oczywiście wiem, że seria Polish Analytical Philosophy zaczęła ukazywać się, bom wraz z J. Brandlem zredagował jej pierwszy tom; miałem oczywiście na myśli to, że jej kontynuacja została utrącona; (c) z faktu, że międzywojenne podręczniki do propedeutyki filozofii ukazały się w 1938 r. nie wynika, że nie uczono wcześniej na ich poziomie, a trzeba raczej założyć coś przeciwnego; podałem zresztą i inne fakty na poparcie tezy o jakości nauczania tego przedmiotu w Polsce przed 1939 r.: (d) Jadacki myli PAN jako korporację uczonych i jako biurokratyczną instytucję (KNF jest przybudówką drugiej, a nie pierwszej); ja zajmowałem sie tylko sprawą obecności filozofów wśród członków PAN-u, co może nie jest pierwszorzędne, ale o czymś jednak świadczy; (e) poradzę się lingwistów w sprawie „Szkoły Lwowsko-Warszawskiej” lub „szkoły lwowsko-warszawskiej”; sam zmieniłem zdanie w tej kwestii, bo wydaje mi się, że nazwa ta nie została wprowadzona jako imię własne. W tym miejscu odniosę się też do uwagi Groblera wyjaśniającej powody losów tomu o Davidsonie. Otóż nie sądzę, by szło tutaj o chęć wysunięcia się przed szereg krajowych kolegów. Uważam, że raczej jest to przykład braku sprzeciwu wobec tego, co Grobler trafnie nazwał „anglojęzycznym szowinizmem”.

Jadacki sporo miejsca poświęcił krytyce mojej diagnozy kondycji dawniejszej filozofii w Polsce. Otóż, nie napisałem, że Twardowski zaczynał w Polsce od nowa. Kontekst wyraźnie wskazuje, że chodzi o Lwów. Tak więc, Jadacki niczego nie musiał prostować. Napisałem zresztą, że dzisiaj trzeba inaczej oceniać romantyzm i pozytywizm polski niż to czynił Twardowski. Jadacki utrzymuje, że to katolicyzm wywarł „potężne piętno” na narodowym kolorycie filozofii polskiej, o ile zgodzimy się włączyć do niej aksjologię. Dalej, powiada, że protestanckie uprzedzenia światopoglądowe Henryka Struvego sprawiły „karykaturalne skutki” w jego przedstawieniu historii filozofii polskiej. Ale Struve nie zajmował się historią aksjologii, ale historią filozofii teoretycznej. Nie wiem teraz, czy Jadacki krytykuje to, że pominął aksjologię czy też to, że źle przedstawił historię filozofii polskiej w ogóle. Ponieważ Jadacki powiada, że podzielam ocenę Struvego (zapewne nie z powodu protestantyzmu, a być może agnostycyzmu, ale mniejsza o to), wygląda na to, że rzecz dotyczy tej drugiej sprawy. Jedyny argument Jadackiego za tym, że wiek XVII i I połowa XVIII w. nie były złym okresem w filozofii polskiej polega na informacji, że w bibliotekach wileńskich leżą dziesiątki polskich prac filozoficznych z tego okresu. Wszelako z tego nic nie wynika (podobnie jak z tego, że zaczął je katalogować Tatarkiewicz), bo albo to są prace scholastyczne albo nie są. Przypuszczam, że te pierwsze. Tedy, gdy inni mieli Kartezjusza, Malebranche’a, Locke’a, Berkeleya, Hume’a, Spinozę, Leibniza czy Wolffa, nie mówiąc o dziesiątkach mniej znacznych, myśmy mogli pochwalić sie co najwyżej scholastyką wileńską, w miarę ciekawą, ale jednak czymś już z przeszłości. W XV, XVI, XVIII (II poł.), XIX i XX w. mieliśmy postacie o wymiarze europejskim w skali uniwersalnej, a pomiędzy 1650-1750 (z grubsza) filozofów o znaczeniu lokalnym i nie odpowiadającym temu, co działo się w większości krajów poza Polską. Ot i wszystko, dodając ewentualnie, że moje widzenie sprawy nie jest ani oryginalne ani odosobnione.

Jadacki ma prawo do głoszenia swojego poglądu na temat jakości filozofii w Polsce, a także roli katolicyzmu w tej materii. Byłoby jednak dobrze, by swoje tezy uzasadnił, wedle tych standardów, które sam uznaje (mnie zresztą zadowolą skromniejsze), a nie epatował tanimi chwytami retorycznymi o heglowskim ukąszeniu i ideologicznym uczuleniu. Nawiasem mówiąc, scholastyka wileńska jest przemilczana przez autorów wspomnianego przeze mnie artykułu o filozofii polskiej w The Routledge Encyclopedia of Philosophy. Napisali go profesorowie KUL-u, czyżby też ukąszeni heglizmem? Ci, jak zauważyłem, starali się skatolicyzować filozofię polską. Podobnie postępują redaktorzy Powszechnej Encyklopedii Filozoficznej wobec filozofii w ogóle; ci nawet wykorzystują dwuznaczność przymiotnika „katolicki”, by okazać, że tomizm jest filozofią uniwersalną. W 1999 r. ukazała się książka Filozofia polska wobec encykliki Fides et ratio, znana chyba Jadackiemu, w której 26 filozofów uznało się za reprezentację całego środowiska; byłoby w całkowitym porządku gdyby po Filozofia dodano katolicka . Nie traktuję tych faktów, jako świadczących o „ukąszeniu katolickim” w filozofii polskiej, bo są raczej tylko zabawne, przynajmniej dotychczas. Ze swej strony radziłbym niejaką ostrożność w poszukiwaniu narodowego kolorytu filozofii polskiej w katolicyzmie. Jadacki podaje taki oto przykład, mianowicie motywy rekomendacji Natorpa dla Tatarkiewicza, by ten drugi zajął się filozofią Arystotelesa. Jadacki powiada, że Natorp wiedział trzy rzeczy: (a) Polska jest krajem katolickim; (b) katolicy z inspiracji papieskiej wracają do swych tomistycznych źródeł; (c) bazą tomizmu jest arystotelizm. Jestem poza krajem i nie mogę sprawdzić źródeł. Zdaje mi się, że zacytowałem Tatarkiewicza wedle tego, co napisał w przedmowie do II wydania Układu pojęć w filozofii Arystotelesa. Ani ta przedmowa ani treść książki Tatarkiewicza nie potwierdzają diagnozy Jadackiego. Będę wielce zobowiązany Jadackiemu za podanie źródła w sprawie wiedzy Natorpa i jej związku z jego rekomendacją dla Tatarkiewcza. Tak złożyło się, że badałem recepcję Arystotelesa w Polsce na przełomie XIX i XX w. W latach 1895-1910 ukazały się cztery ważne książki Polaków o Arystotelesie, mianowicie wspomniana rzecz Tatarkiewicza (1910; po niemiecku), monografie Gabryla (1895) i Wąsika (1909) o kategoriach oraz Łukasiewicza (1910) o zasadzie sprzeczności u Arystotelesa. Jedynie ks. Gabryl, jeden z pionierów neoscholastyki w Polsce zajmował stanowisko neotomistyczne, inni zajmowali się Arystotelesem kompletnie niezależnie od katolicyzmu i związku tomizmu z arystotelizmem.

Bilans lat 1945-1989 w filozofii polskiej czeka jeszcze na opracowanie. Może jest jeszcze na wcześnie na to. Mimo to nie aprobuję globalnych potępień tego okresu, np. takich jakie miały miejsce w jednym z głównych referatów na zjeździe w Toruniu. Wracając do mojego zagajenia, to zwróciłem tylko uwage na to, że nie należy przesadzać ze zniewoleniem umysłów. Zarówno Jadacki jak i ja, ukończyliśmy studia w tym czasie ( w różnych latach) i jakoś nie zalała nas (i setek innych absolwentów filozofii) fala irracjonalnej ideologii, także dzięki temu, że uczyliśmy się bezpośrednio lub pośrednio u Ajdukiewicza, Kotarbińskiego itd. A także dlatego, że wielu marksistom bardziej zależało na poziomie filozofii w Polsce niż na wierności ideologii i nieraz bardziej niż ich nie-marksistowskim kolegom. Wszystkim tym (to nie jest akurat adresowane do Jadackiego), którzy obwiniają przede wszystkinm komunizm o obecny stan filozofii polskiej przypominam, że żyjemy bez tego systemu już od 15 lat, a nie od wczoraj. Trzeba się zastanawiac, co zrobilismy w tym czasie, a nie tylko, co zrobił marksizm wcześniej.

I tak dochodzę do spraw, które poruszył nie tylko Jadacki. Zaczynam od kwestii nauczania propedeutyki filozofii w szkole. Wbrew Jadackiemu, uważam, że należy jej uczyć powszechnie, a nie elitarnie. Jeśli program jest przeładowany, to trzeba go odchudzić. Nie jest to trudne. Wystarczy skreślić religię w dwóch ostatnich klasach, bo chyba wystarczy katechezy od przedszkola do 1 klasy licealnej. Niemniej jednak, głosy Kolarzowej i Groblera słusznie zwracają na rozmaite społeczne i praktyczne aspekty nauczania filozofii w liceach, które trzeba brać pod uwagę. Jeśli jednak środowisku zależy na wprowadzeniu filozofii do szkół, to nie można być biernym, bo władze, z powodów, które warto by zidentyfikować, nie chcą tego nawet w ograniczonym zakresie, a w każdym razie starają się rzecz opóźnić.

Jak zaznaczyłem w swoim wprowadzeniu nie jesteśmy odpowiedzialni za wszystkie szczegóły otoczenia, w którym na przyszło działać jako filozofom. Dyskusja nad moim tekstem wskazała na szereg słabości polskiego życia akademickiego, nie tylko filozoficznego. Na wiele z nich zwrócił uwagę Jadacki, a można by jeszcze dodać niejeden punkt. Nie mamy możliwosci zmiany prawa o szkołach wyższych czy stopniach naukowych, zasad finansowania nauki, absurdalnego przebiegu karier naukowych (proszę zwrócić uwagę na to, że polityczne bariery znikły, a przeciętny wiek dochodzenia do profesury jest nadal nader podeszły) itd. Nie znaczy to oczywiście, że nie powinniśmy walczyć o naprawę obecnego stanu rzeczy wszędzie gdzie możemy, w publicystyce, w towarzystwach naukowych, w ogólności, wszędzie, gdzie jest to możliwe.

Poruszono też sporo spraw szczegółowych (nie znaczy, że mało ważnych) dotyczących filozofii polskiej jako takiej. Ciekawe, że pojawiły się różnice co do faktów. Grobler utrzymuje, że studia filozoficzne są mało popularne w Polsce, a Gadacz, że uległy umasowieniu. Myślę, że ta druga ocena jest trafna, ale widać, że nawet nie dysponujemy wiedzą empiryczną o bardzo wymiernych rzeczach. Kolarzowa narzeka na dydaktykę filozofii i na to, że studenci innych kierunków nie są zinteresowani kursami filozoficznymi. Moje obserwacje, nie tylko z UJ, są inne (mam na mysli zainteresowanie studentów, na temat dydaktyki usługowej nie mogę wypowiadać się), ale i to trzeba by dokładnie rozpoznać. Skoro mowa o dydaktyce, to pojawił się problem, pośrednio związany z tym, co Grobler określił jako eksterminację młodej kadry. Powoli profesorowie i doktorzy habilitowani zaczynają przeważać w naszych uczelnianych instytutach filozofii. Jest to wynikiem ogólnej polityki dotyczących karier naukowych, ale ma też pewne specjalne konsekwencje. Każdy, kto jest po habilitacji dąży do własnego (kierunkowego) wykładu czy seminarium, a także niezbyt chętnie prowadzi zajęcia usługowe. Prostym skutkiem tego stanu rzeczy jest to, co zaobserwowała Kolarzowa, nawet jeśli konstatacja ma ograniczoną ważność, a więc traktowanie „usługówki” jako piątego koła u wozu, ale przede wszystkim, pojawienia się (na kierunku) mnóstwa kursów i kursików, gdzie prowadzący walczą o studentów, np. przez masowe stawianie wysokich ocen. To spycha podstawowy kanon wiedzy filozoficznej na dalszy plan. Pewne sprawy można załatwić we własnym zakresie, np. inne zasady punktowania przedmiotów głównych niż n-to rzędnych.

Rozmaite praktyki marketingowe, które odnotował Grobler mają miejsce wszędzie, nie tylko w Gandawie. Na to możemy reagować tylko własnymi próbami przedarcia się do światowej czołówki, bo nikt nam nic nie da za darmo. Biadania czy też dumne oświadczenia w rodzaju „mnie interesuje tylko to, co jest solidnie uzasadnione” nic tutaj nie pomogą. Pamiętajmy jednak, że mamy pewien kapitał, który trzeba wykorzystywać. To przecież nie przypadek, że Davidson i Putnam przyjechali na konferencje o sobie w Polsce, że Popper i Hintikka byli nader dumni z tego, że ich książki ukazały się w serii Biblioteka Współczesnych Filozofów, że Grünbaum wyłożył fundusze z własnej kieszeni, by pomóc wydaniu swego dzieła po polsku itd. Musimy jednak wykorzystywać tego rodzaju postawy i sposobności, to, że Polska jest krajem chętnie odwiedzanym przez markowych filozofów, że możemy organizować konferencje międzynarodowe, że, jak dowiedziałem się niedawno, Warszawa została wybrana jednym z europejskich centrów filozoficznych. Cóż jednak z tego, gdy te szanse nie są często wykorzystywane, np. gdy słyszy się, że stołeczni filozofowie grymaszą z powodu dodatkowej roboty związanej z ewentualnym powstaniem rzeczonego centrum. To prawda, że powracający z zagranicy doktorzy renomowanych uczelni mają i będą mieli kłopoty z zatrudnieniem w Polsce, ale tak jest wszędzie. Naszym obowiązkiem jest dołożenie wszelkich starań, by młode talenty nie ginęły, ale z góry możemy założyć, iż nie zawsze będziemy skuteczni. Podobnie trzeba starać się o publikowanie w dobrych pismach zagranicznych, o to, by nasze krajowe były przyzwoite, ale trzeba pogodzić się z tym, że w kraju którego język nie jest światowy zawsze pojawią się tendencje do powoływania lokalnych publikatorów.

Rację ma Gadacz, że potrzebna jest integracja środowiska, że bez tego nic nie zrobimy. To bardzo źle, iż nie ma filozofa w KBN, widać, że środowisko nie potrafi się porozumieć nie tylko w sprawie zaszczytów (członkostwo PAN), ale także względem obrony swych bardzo żywotnych interesów. Forum dla integracji mógłby być zjazd w Szczecinie. Ale chyba nie będzie, bo po pierwsze, wszystko wskazuje na to, iż nie zgromadzi wielu uczestników, a po drugie, organizatorzy wraz z obecnym KNF postarali się o skłócenie środowiska. To zaś, że w ogóle trzeba było czekać prawie 10 lat na kolejny polski zjazd filozoficzny też o czymś świadczy. Muszę wyznać, że pierwsza część dyskusji napawa pewnym niepokojem. Dominują w niej żale, zawody, przejawy beznadziejności itd. Być może sam to spowodowałem swoim zgajeniem, krytycznym wobec istniejącego stanu rzeczy. Inni dodali dalsze szklanice dziegciu. Ale to, co Grobler napisał o przypadku w Gandawie, jest w końcu niczym wobec jego diagnozy stanu rzeczy w całym środowisku. Może rozmaite Alicje odnoszą spektakularne, a niezasłużone sukcesy przy pomocy wielkich Johnów z Kalifornii, ale wielce ponury jest obraz, w którym „ulubiony kolega o pomysłach w najlepszym światowym gatunku od lat konsekwentnie odmawia napisania artykułu po angielsku” z powodu braku motywacji wynikłej „z miejscowego porządku dziobania [wedle] praw gospodarki autarkicznej.” Nie sądzę by było aż tak źle, np. jeśli ktoś ma pomysł, ale nie chce go przedstawić po angielsku, to rzecz świadczy o nim, nie o środowisku. Nie mie ma powodu popadania w czarnowidztwo (np. nie podzielam poglądu Gadacza, iż historia filozofii w Polsce jest w radykalnym upadku), aczkolwiek nie należy też prezentować megalomanii. Zapewne będzie coś do dodania w dalszym stadium dyskusji.

Jan Woleński

powrót
 
webmaster © jotka