POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

Kontratak teistów i replika sceptykowi

Jan Woleński

Nie będę się wtrącał w spór pomiędzy teistami a Ziemińskim, tj. do głosów polemicznych Chudego, Judyckiego i Wojtysiaka wobec sceptycyzmu w sprawie istnienia Boga. Rozumiem też rozmaite zastrzeżenia Chwedeńczuka wobec sensowności całego problemu. Podobnie jak on myślę, że pojęcie Boga jest wielce niejasne, co potwierdza obecna dyskusja. To samo dotyczy dróg do ewentualnej wiedzy o Bogu. Prezentowane są wszak rozmaite parady (by użyć słowa Wojtysiaka) Bożych atrybutów, np. Ziemiński z rozbrajającą uprzejmością godzi się na włączenie wszechwiedzy, ale nie bycia kreatorem świata. To ostatnie z kolei przyjmuje Wojtysiak. Dla jednych (Wojtysiak, Judycki) istnienia Boga dowodzi się, ale dla innych (Chudy) pozostaje droga antropologiczna. Wyobraźmy sobie matematyka lub fizyka, który nie jest pewien atrybutów obiektów, które bada lub metod, którymi to czyni. Marny byłby ich los w społeczności uczonych. Mimo to nie podzielam postawy Chwedeńczuka, albowiem metodologiczna jakość problemu Boga nie jest znowu tak odmienna od większości kwestii roztrząsanych przez filozoficzne bractwo. Myślę, że można przynajmniej starać się uświadomić luki w poglądach adwersarzy i dostrzec we własnych. A to już coś.

Teiści przypuścili ostry kontratak. Zacznę od Chudego drogi antropologiczno-egzystencjalnej. Powiada on tak:

Sposób traktowania problemu istnienia Boga narzÄ™dziami analizy jÄ™zykowo-logicznej dziedziczy pewnÄ… podstawowÄ… aporiÄ™ metodologicznÄ…, która ujawniÅ‚a siÄ™ już po filozofii cogito kartezjaÅ„skiego. W skondensowanej formule ujmuje to Jan PaweÅ‚ II w swojej późnej, niestety ostatniej, książce Pamięć i tożsamość. Ukazuje mianowicie nieprzekraczalnÄ… przepaść pomiÄ™dzy pokartezjaÅ„skÄ… metodÄ… filozofii podmiotu a możliwoÅ›ciÄ… dotarcia do rzeczywistoÅ›ci Boga. „W logice «cogito, ergo sum» Bóg mógÅ‚ pozostać jedynie jako treść ludzkiej Å›wiadomoÅ›ci, natomiast nie mógÅ‚ pozostać jako Ten, który wyjaÅ›nia do koÅ„ca ludzkie «sum». Nie mógÅ‚ wiÄ™c pozostać jako «Esse subsistens», «samoistne Istnienie», jako Stwórca, Ten, który obdarowuje istnieniem, i jako Ten, który obdarowuje sobÄ… w tajemnicy wcielenia, odkupienia i Å‚aski. «Bóg Objawienia» przestaÅ‚ istnieć jako «Bóg filozofów». PozostaÅ‚a tylko «idea Boga», jako temat do dowolnego ksztaÅ‚towania przez ludzkÄ… myÅ›l”.

Wszelako nie ma żadnego zwiÄ…zku pomiÄ™dzy kartezjaÅ„skim cogito a stosowaniem „narzÄ™dzi analizy jÄ™zykowo-logicznej”. StÄ…d przywoÅ‚any fragment z Jana PawÅ‚a II nie ma tutaj żadnego zastosowania. W planie ogólnym, ta diagnoza statusu (a nie logiki) ‘cogito, ergo sum’ jest maÅ‚o oryginalna, bo wÄ…tpliwoÅ›ci w sprawie wywiedzenia esse z sum pojawiÅ‚y siÄ™ już w zarzutach wobec Medytacji o pierwszej filozofii, natomiast w planie filozoficzno-teologicznym zostaÅ‚y postawione tezy, które dopiero trzeba uzasadnić. Chudy stawia takÄ… tezÄ™:

ZresztÄ… w ciÄ…gu ostatniego półwiecza imponujÄ…ce kiedyÅ› podejÅ›cie kosmologiczne do tezy egzystencjalnej tomistów, wyrażajÄ…ce swoistÄ… gigantomaniÄ™ filozoficznÄ… („Ten caÅ‚y ogromny WszechÅ›wiat mógÅ‚by nie istnieć, a istnieje!”), w wiÄ™kszoÅ›ci odeszÅ‚o do lamusa. DziÅ› o wiele bardziej przekonujÄ…ca jest droga antropologiczno-egzystencjalna: istnienie moje, Twoje, osoby, którÄ… kocham – oto punkt wyjÅ›cia bardziej jak siÄ™ wydaje efektywnie przeprowadzajÄ…cy do asercji tezy egzystencjalnej w dobie Marcela i WojtyÅ‚y.

Nie mojÄ… rzeczÄ… jest ocenianie, czy podejÅ›cie kosmologiczne znalazÅ‚o siÄ™ w lamusie (nie potwierdzajÄ… tego gÅ‚osy Judyckiego i Wojtysiaka). Natomiast kreowanie doby Marcela i WojtyÅ‚y jest grubÄ… przesadÄ… socjologicznÄ…, a ów „punkt wyjÅ›cia bardziej jak siÄ™ wydaje efektywnie przeprowadzajÄ…cy do asercji tezy egzystencjalnej” trzeba jednak potraktować z przymrużeniem oka, może jako tylko „wydaje siÄ™”. Gdy Chudy wyjaÅ›ni, co to jest efektywność przeprowadzania do asercji, możemy dalej dyskutować.

Judycki całkowicie trafnie zwraca uwagę, że dowód nie jest jakimkolwiek rozumowaniem, ale takim, które daje pewność. I zaraz potem pisze:

To określenie dowodu, jak może ktoś zarzucić, ma charakter głównie psychologiczny - wydaje się jednak, że nie może być inaczej. Nikomu dotąd nie udało się zastąpić tego rodzaju określenia charakterystyką bardziej obiektywną. Próby rekonstrukcji pojęcia dowodu jako czegoś, co odbywa się wyłącznie za pomocą wyprowadzeń mechanicznych lub semiotycznych, nie pasują do tego pojmowania dowodu, jakie funkcjonuje w matematyce. Formalno-logiczne wyprowadzenia zależą całkowicie od formy logicznej branych pod uwagę twierdzeń, podczas gdy zazwyczaj dowody matematyczne przeprowadzane są nie w oparciu o formę logiczną, lecz poprzez wzięcie pod uwagę treści dowodzonych twierdzeń.

Z tego chcę wyciągnąć wniosek, że dowód istnienia Boga jest zbiorem rozumowań, które prowadzą do przekonania, że Bóg - jako byt określony co do atrybutów - istnieje i do przekonania, że nie może być inaczej. Dowód istnienia Boga jest więc zbiorem rozumowań, które, gdy przeprowadzone poprawnie, dają wiedzę o charakterze koniecznym a podmiotowym korelatem tej konieczności jest pewność.

Nie wiem, dlaczego Judycki przeciwstawia logicznÄ… formÄ™ dowodu treÅ›ci dowodzonych twierdzeÅ„. Zwykle odróżnia siÄ™ poprawność formalnÄ… i poprawność materialnÄ…. Pierwsza polega na respektowaniu zasad wynikania logicznego, a druga na prawdziwoÅ›ci zaÅ‚ożeÅ„. Tak czy inaczej, może poza logikÄ… czystÄ…, konieczność czy pewność dowodu jest relatywna, tj. wzglÄ™dem trafnoÅ›ci zaÅ‚ożeÅ„ i respektowania reguÅ‚ logiki. Judycki sam powiada, że dowód istnienia Boga to zbiór rozumowaÅ„, które, o ile poprawne, dajÄ… wiedzÄ™ koniecznÄ…. Nie wiadomo jednak, co to znaczy przeprowadzić poprawnie dowód skoro apelujemy tylko do treÅ›ci lub nie ujawniamy formy rozumowaÅ„. Dalej mamy już do czynienia przede wszystkim z metaforami. TakÄ… sÄ… (a) ujmowanie w ‘horyzoncie nicoÅ›ci’; (b) posiadanie ‘granic w nicoÅ›ci’, (c) ‘wynoszenie’ z nicoÅ›ci i (d) niejako jest ‘otoczone morzem nicoÅ›ci’. Jest tak niezależnie od tego, czy owe ujmowania, posiadania i wynoszenia sÄ… okraszane cudzysÅ‚owami i czy zasiÄ™gi brania w cudzysłów sÄ… mniejsze lub wiÄ™ksze, tj. czy dotyczÄ… tylko nicoÅ›ci czy też obejmujÄ… wiÄ™cej, np. ujmowania. Dowód zaÅ› polega na stwierdzeniu, że skoro istniejÄ… przedmioty, o których możliwość istnienia pytamy, to musi istnieć Bóg jako causa totalis. DokÅ‚adniej „Warunkiem możliwoÅ›ci istnienia czegokolwiek musi być byt, w wypadku, którego nie wystÄ™puje problem posiadania granic w nicoÅ›ci, byt w stosunku do którego nie da pomyÅ›leć, że limituje go nicość. Takim bytem może być tylko Bóg jako nieskoÅ„czona siÅ‚a i peÅ‚nia wÅ‚asnoÅ›ci.” Jedyna przesÅ‚anka tego rozumowania jakÄ… potrafiÅ‚em zidentyfikować powiada, że gdyby np. pÅ‚omyk Å›wiecy byÅ‚ wynoszony z nicoÅ›ci przez pewien okreÅ›lony przedmiot, to „wtedy znowu, jako warunek możliwoÅ›ci istnienia, otrzymamy coÅ›, co bÄ™dzie miaÅ‚o granice w nicoÅ›ci i znowu nie bÄ™dzie to odpowiedź w jaki sposób poszczególny przedmiot może różnić siÄ™ od nicoÅ›ci”. Jest tutaj jakiÅ› Å›lad dowodu nie wprost, ale rychÅ‚o poniechany. Nie bardzo wiadomo, co wyraża stwierdzenie, że możliwość istnienia polega na różnicy od nicoÅ›ci. To stwierdzenie może znaczyć (a) istnienie i możliwość istnienia sÄ… tym samym lub (b) istnienie i możliwość istnienia sÄ… różne. Oba rozwiÄ…zania sÄ… niedobre, bo (a) jest jawnie faÅ‚szywe, a (b) za sÅ‚abe, gdyż skoro istnienie Boga uprawnia możliwość istnienia, to z tego nie wynika, że decyduje o istnieniu. Nie jestem pewien, że to dobrze przeÅ›ledziÅ‚em, ale nie widzÄ™ jakiegokolwiek zwiÄ…zku pomiÄ™dzy krokami rozumowania Judyckiego poza deklaracjÄ…, że Bóg jest potrzebny do wynoszenia z nicoÅ›ci. Zgoda, ze jest to argument a priori, ale w bardzo zÅ‚ym znaczeniu. Bardziej obiecujÄ…cy jest poczÄ…tek drugiego dowodu podanego przez Judyckiego, mianowicie wersja dowodu ontologicznego. Koniec jest jednak marny i polega na wskazaniu, że „konieczne istnienie Boga jest warunkiem możliwoÅ›ci każdej możliwoÅ›ci, a wiÄ™c też warunkiem możliwoÅ›ci wszystkich możliwych poziomów suponowania, że chodzi tu tylko o konieczność myÅ›lowÄ…”. Istotnie jest to argument nie do podważenia, aczkolwiek zakÅ‚ada to, co trzeba dopiero okazać. I w tym sensie jest aprioryczny, wedle źródÅ‚owego sensu uzasadniania a priori.

Wojtysiak zatytuÅ‚owaÅ‚ II część swej wypowiedzi jako „Ostrożna wiedza teisty”. Jest to bardzo skromna kwalifikacja zważywszy, że na kilku stronach mamy kategorycznÄ… obronÄ™ aż czterech dowodów na istnienia Boga. Jedna z nich apeluje do moralnoÅ›ci. I biegnie tak. (1) istniejÄ… absolutne powinnoÅ›ci (zaÅ‚ożenie empiryczne); (2) JeÅ›li (1), to istnieje osoba, która ma moc, by tworzyć i egzekwować owe powinnoÅ›ci (zaÅ‚ożenie ontologiczne); (3) Bóg jest takÄ… osobÄ… (definicja); (4) Istnieje Bóg. Wojtysiak pozostawia ocenÄ™ zaÅ‚ożeÅ„ dyskutantom, ale wÄ…tpi w to, by ktokolwiek podważyÅ‚ jego tezÄ™, iż jeÅ›li moralność ma charakter absolutny, to jedynym jej gwarantem jest Bóg. Zauważa przy tym, że można zakwestionować absolutność moralnoÅ›ci. I odpowiada pytaniem „A po co nam wzglÄ™dna moralność?” To ostatnie pytanie dotyczy jednak zgoÅ‚a czegoÅ› innego niż istnienie Boga. Mniejsza jednak o to. Ad (1). Dane empiryczne wcale nie potwierdzajÄ… absolutnoÅ›ci moralnoÅ›ci, a tylko powszechnÄ… akceptowalność pewnych norm. JeÅ›li tak, to (1) jest albo faÅ‚szem albo co najmniej tezÄ… kontrowersyjnÄ…. Ad (2) jest tutaj pomieszane obowiÄ…zywanie norm z tworzeniem norm, albowiem nie ma sprzecznoÅ›ci pomiÄ™dzy istnieniem absolutnych powinnoÅ›ci a brakiem osoby, która je stworzyÅ‚a. Ad (3) Można sobie wyobrazić moralność wzglÄ™dnÄ… stworzonÄ… przez Boga i absolutnÄ… bez Niego (por. Ad(2)), a wiÄ™c definicja jest nieadekwatna. Wojtysiak wyprowadza swojÄ… tezÄ™ przy pomocy reguÅ‚y odrywania i reguÅ‚y zastÄ™powania definicyjnego. Ta maszyneria robi wrażenie na poczÄ…tek, ale mniejsze jeÅ›li sobie uÅ›wiadomić, że przesÅ‚anki sÄ… wÄ…tpliwe, a definicja twórcza. Niemniej jednak, pÅ‚ynie z tego lekcja, banalna z punktu widzenia logiki, że dla każdej tezy można sformuÅ‚ować ukÅ‚ad przesÅ‚anek, z którego ona wynika.

Ta lekcja jest istotna dla oceny głównej części ostrożnej wiedzy Wojtysiaka jakÄ… jest zarys argumentu kosmologicznego, a potem nawet jego formalizacja. Nie bÄ™dÄ™ wchodziÅ‚ w szczegóły, bo wystarczy tylko wskazać na nieuprawnione zaÅ‚ożenia. Po pierwsze, definicja bytu przygodnego jest wÄ…tpliwa, bo lepiej go pojąć jako byt, który może istnieć i może nie istnieć. JeÅ›li tak, to zdanie „każdy byt jest konieczny lub przygodny” nie jest tautologiÄ…, ale o to nie kruszyÅ‚bym kopii. Nie wiem, dlaczego zasada racji dostatecznej (dalej ZR) jest sformuÅ‚owana umiarkowanie, skoro zaraz rozstrzyga siÄ™ o jej powszechnoÅ›ci, a ponadto niby dlaczego zasada ta dotyczy tylko bytów przygodnych. Uzasadnienie cech zasady racji dostatecznej jest wysoce za sÅ‚abe. Ma ona mieć dobre potwierdzenie empiryczne, trudno jÄ… sfalsyfikować i jest pÅ‚odna. Po pierwsze, mówienie o stopniu prawdopodobieÅ„stwa ZR jest po prostu metaforÄ…. Po drugie teza, że trudno jÄ… sfalsyfikować odwoÅ‚uje siÄ™ do jej mÄ™tnoÅ›ci (bo przecież wskazuje na to, że nie wiadomo, jak kwalifikować wÄ…tpliwe przypadki), a po trzecie, nie jest ani pÅ‚odna ani bezpÅ‚odna, bo w praktyce badawczej nauk empirycznych nikt nie powoÅ‚uje siÄ™ na niÄ…, poza filozofami, rzecz jasna. Wojtysiak przyjmuje, że byt konieczny jest tylko jeden. Podaje trzy argumenty. Po pierwsze, byt konieczny jest nieuwarunkowany, a wiÄ™c nie może istnieć byt, który go warunkuje. Wszelako znakomicie mogÄ… istnieć byty konieczne caÅ‚kowicie niezależne od siebie. Po drugie, rozsÄ…dnie jest przyjąć, że byt konieczny jest doskonaÅ‚y, a wiÄ™c nie może być tak, że istniejÄ… dwa (lub wiÄ™cej bytów), bo wtedy jednemu coÅ› by brakowaÅ‚o. Jednakże z doskonaÅ‚oÅ›ci nie wynika jedyność, bo można sobie pomyÅ›leć klasÄ™ abstrakcji od relacji równej doskonaÅ‚oÅ›ci, a nawet najdoskonalszoÅ›ci. Po trzecie, jedyność trzeba przyjąć z uwagi na zasadÄ™ prostoty eksplanacyjnej, bo wszystko można wyjaÅ›nić przy pomocy jednego bytu koniecznego, a skoro tak, to po co przyjmować wiÄ™cej. Niemniej jednak politeizm i monoteizm wobec bytów absolutnych jest ważony tylko pragmatycznie. Osobowość bytu koniecznego jest uzasadniania tym, po pierwsze, że bycie racjÄ… dla bytów przygodnych polega na akcie woli, który nie zaszedÅ‚ z koniecznoÅ›ci, bo byt konieczny jest nieuwarunkowany. Jest to wyjÄ…tkowo marny argument, bo skoro akt woli nie zaszedÅ‚ z koniecznoÅ›ci, to byÅ‚ przygodny, a wiÄ™c musiaÅ‚ mieć swÄ… racjÄ™ dostatecznÄ… z zaÅ‚ożenia. Po drugie, skoro byt konieczny jest racjÄ… dla bytów osobowych, to sam musi być osobÄ… lub czymÅ› wiÄ™kszym od nich. Jest to kompletny paralogizm, którego nie warto rozważać. Najważniejszy jest problem wykluczenia nieskoÅ„czonego Å‚aÅ„cucha racji i nastepstw. MajÄ… za tym Å›wiadczyć cztery argumenty. Po pierwsze, skoÅ„czoność WszechÅ›wiata, co ma wynikać z modelu standardowego. Wszelako model ten dodaje, że WszechÅ›wiat jest wprawdzie skoÅ„czony, ale nieograniczony, a ponadto, nawet jeÅ›li przyjąć koncepcjÄ™ Wielkiego Wybuchu, najkorzystniejszÄ… dla Wojtysiaka (poza mniemaniem, że Kosmos jest skoÅ„czony i ograniczony), to kosmologia nic nie mówi o PoczÄ…tku. Po drugie, Wojtysiak nie rozumie pojÄ™cia mocy zbioru nieskoÅ„czonego, bo twierdzi, że skoro moc zbioru bytów przygodnych jest równa zbiorowi liczb naturalnych (jest to zresztÄ… caÅ‚kowicie arbitralne zaÅ‚ożenie), to nie mogÅ‚o by pojawić siÄ™ nic nowego, bo dalej pozostajemy przy mocy zbioru liczb naturalnych. Dodanie skoÅ„czonej iloÅ›ci nowych elementów nie zmienia przecież mocy zbioru nieskoÅ„czonego i nie jest to żaden paradoks. Nawiasem mówiÄ…c, gdy mowa o Å‚aÅ„cuchu, to prÄ™dzej chodzi o liczby porzÄ…dkowe, a nie moce, ale mniejsza o to. Po trzecie, Wojtysiakowi trudno pojąć, jak wszystkie racje mogÄ… być uwarunkowane, tj. każda racja byÅ‚a racjÄ…, tylko dlatego, że sama ma racjÄ™. Jest to jednak stwierdzenie de se, dla ćwiczenia sugerujÄ™, by sobie podumaÅ‚, jak możliwy jest byt, który nie ma racji dla swego istnienia. Po czwarte, skoro podanie racji, to wyjaÅ›nienie, to istnienie nieskoÅ„czonego Å‚aÅ„cucha racji implikuje nieskoÅ„czonÄ… paradÄ™ uzasadnieÅ„, co sprawia, że dla dowolnego zdania przygodnego A oraz jego negacji nie-A, można podać schemat uzasadnienia. Pewnie, że można, ale to tylko jest schemat, a nie uzasadnienie, a do tego nie trzeba żadnego nieskoÅ„czonego Å‚aÅ„cucha, wystarczy np. wziąć dowolnÄ… sprzeczność. Po piÄ…te, nieskoÅ„czona parada uzasadnieÅ„ sprawia, że możliwe byÅ‚yby tylko uzasadnienia częściowe, co wyklucza wiedzÄ™ Å›cisÅ‚Ä…. Wszelako sam Wojtysiak korzysta z uzasadnieÅ„ empirycznych, które sÄ… przecie zawsze częściowe. Jak mu potrzeba, to nie ma nic przeciwko wiedzy nieÅ›cisÅ‚ej, a jak trzeba, to nagle okazuje siÄ™ zÅ‚a. W sumie ostrożny teista nie wykazaÅ‚, że nieskoÅ„czony Å‚aÅ„cuch bytów przygodnych, tj. istniejÄ…cych i przygodnych (to jest ta możliwość, którÄ… teiÅ›ci notorycznie przeoczajÄ…) jest niemożliwy. Dodam jeszcze, że naturalistyczna koncepcja bytu nie musi przyjmować, że natura jest bytem koniecznym, bo można wÅ‚aÅ›nie zaÅ‚ożyć, że jest nieskoÅ„czonÄ… sekwencjÄ… bytów przygodnych. Tak wiÄ™c, każdy punkt uzasadniajÄ…cy poszczególne kroki rozumowania Wojtysiaka jest wÄ…tpliwy i w tym sensie zaserwowana nam wiedza jest zgoÅ‚a nieostrożna. To zwalnia od analizy dalszej formalizacji. Jest to typowy przykÅ‚ad argumentu pozornego, w tym wypadku polegajÄ…cy na podaniu zbioru zdaÅ„, z których wynika, że istnieje jedyny byt konieczny. Nie chcÄ™ twierdzić, że posiadam doskonaÅ‚Ä… ontologiÄ™, wszelako konstrukcja Wojtysiaka nie jest moim zdaniem przedsiÄ™wziÄ™ciem udanym. Nie mam wÄ…tpliwoÅ›ci, że go nie przekonam, nie tylko w sprawach absolutnej moralnoÅ›ci, ale również bytu koniecznego, ale niech przynajmniej stara siÄ™ zrozumieć, dlaczego tak jest.

Mamy zatem nie jeden, ale trzy kontrataki teizmu. MiÅ‚o (oczywiÅ›cie agnostykowi) skonstatować, że znacznie różniÄ… siÄ™ miÄ™dzy sobÄ…. Wprawdzie różnorodność cieszy, ale czy nie daje czegoÅ› do zrozumienia, że X odrzucajÄ…cy zasadÄ™ racji dostatecznej (Judycki) i Y czyniÄ…cy jÄ… osnowÄ… swego argumentu (Wojtysiak) z porównywalnÄ… pewnoÅ›ciÄ… utrzymujÄ…, że udowodnili istnienie bytu koniecznego. Chyba, że pojawi siÄ™ Z i powie „jeÅ›li A, to B oraz jeÅ›li nie-A, to B, a wiÄ™c B”, podstawiajÄ…c za B zdanie „istnieje byt konieczny”. I bÄ™dzie miaÅ‚ racjÄ™.

Miałbym wiele do skomentowania na temat odpowiedzi Ziemińskiego na mój tekst, ale musiałbym komentować niemal każde zdanie. Podniosę tylko następujące kwestie.

(1) Nie wiem, dlaczego niemożliwa jest dyskusja z agnostycyzmem i fideizmem w moim rozumieniu. Wystarczy przecież argumentować, że teza ‘wierzÄ™, że Bóg nie istnieje” jest za sÅ‚aba lub argumenty agnostyka przeciw innym stanowiskom nie sÄ… przekonywujÄ…ce. Nie wypowiadam siÄ™ w sprawie fideizmu, z którym też polemizowano inaczej, tj. w myÅ›l wskazaÅ„ Vaticanum I. Ale to nie moje sprawy.

(2) To, czy istnienie zła obala czy nie istnienie Boga, zależy od kompletu atrybutów Boga. Ale zgadzam się, nie obala, bo zawsze można sobie kombinować owe atrybuty, a ostatecznie odwołać się do tajemnicy.

(3) Nie twierdzę, że problem istnienia Boga ma być sprowadzony do płaszczyzny religijnej. Moim zadaniem była jedynie obserwacja, że religie stanowią rozszerzenia filozofii, których nie należy ignorować. Oczywiście jest tak, że ocena tego, co kogo interesuje jest subiektywna. Nie porównywałbym Parmenidesa i Ingardena z rozważaną kwestią, bo u nich programowo nie było związku z teologią, a w sprawie istnienia Boga jest inaczej. I to sprawia, że granica pomiędzy wiedzą religijną (cokolwiek ma to znaczyć) i nie-religijną jest płynna. Stawiam problem empiryczny: skoro rozmaici specjaliści od teo-filozofii serwują rozmaite atrybuty Boga, to jakie są tego kryteria.

(4) Ziemiński nie odróżnia niestety obowiązków związanych z rozkładem ciężaru dowodowego. Dlatego też swobodnie odwraca moje zastrzeżenia powiadając, że skoro ateista nie musi kłopotać się pewnymi argumentami (skoro ateista nie potrzebuje hipotezy istnienia Boga dla swojej interpretacji przyrody, to nie musi martwić się jej zasadnością, chyba, że ma ku temu specjalne powody; z teistą jest akurat przeciwnie), to teista może podążyć jego śladem, np. nie przejmować się argumentami przeciwko istnieniu Boga. Zmienia przy tym front, bo w swym zagajeniu oświadczył, że teiście wystarcza dowód istnienia Boga, a teraz wymaga już dowodu konieczności tego. Co zaś do prawdopodobieństwa, to ze zdziwieniem konstatuję, iż Ziemiński w ogóle zignorował moje uwagi w sprawie stosowania kategorii prawdopodobieństwa w tej materii.

(5) Nie rozumiem, dlaczego założenie kreacjonizmu miałoby przesądzić o istnieniu Boga, skoro to tylko założenie.

(6) Jeśli Ziemiński uważa, że kwestia spójności resp. niespójności pojęcia Boga nie jest istotna, to chyba cała dyskusja jest nieporozumieniem. W szczególności, wykazanie niespójności pojęcia Boga jest zadaniem znacznie łatwiejszym niż wykazanie Jego istnienia na podstawie koniecznego związku pomiędzy jego atrybutami. Jakże więc można twierdzić, że obie próby są równie bezskuteczne? I to wszystko.

Jan Woleński

powrót
 
webmaster © jotka