POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

Odpowiedź Profesorowi Ziemińskiemu

Stanisław Judycki

Bardzo dziękuję Profesorowi Ziemińskiemu za uwagi, które pozwoliły mi lepiej dostrzec słabości mojej argumentacji, a przynajmniej słabości pierwszego argumentu apriorycznego, lecz będę trwał przy swoim, nie z uporu i z chęci wygrania wymiany na argumenty, lecz z przekonania, że jednak da się sformułować dowód i osiągnąć absolutną pewność.

ZacznÄ™ od stwierdzenia, które nie pochodzi ode mnie, a mianowicie, że to, co nieskoÅ„czone jest zbyt szlachetne, aby siÄ™ narzucać. Jak to by miaÅ‚o wyglÄ…dać? Pewnego dnia niebo rozdarÅ‚oby siÄ™ jak kartka papieru i zobaczylibyÅ›my, zajmujÄ…cego caÅ‚y horyzont, starszego pana z siwÄ… brodÄ…, który by na nas dobrotliwie spoglÄ…daÅ‚. Czy to byÅ‚yby te wystarczajÄ…ce Å›wiadectwa, których brakiem profesor ZiemiÅ„ski motywuje swój sceptycyzm w dyskutowanej kwestii? Czy nawet w powyższej sytuacji ‘wytrawny’ sceptyk nie mógÅ‚by krzyknąć: fotomontaż, te dane mi nie wystarczajÄ…? Jakie dane byÅ‚yby wystarczajÄ…ce? Czy sceptyk nie mógÅ‚by powiedzieć, że to jakieÅ› tajemnicze zjawisko przyrodnicze? A gdyby siÄ™ to powtarzaÅ‚o regularnie, to może byÅ›my siÄ™ do tego przyzwyczaili? Tak samo, jak przyzwyczailiÅ›my siÄ™ do tego, że wstaje sÅ‚oÅ„ce i nas ogrzewa i pada deszcz, dajÄ…c nam żyć. Co nieskoÅ„czony i wszechmocny Bóg mógÅ‚by zrobić, aby nas przekonać, jak miaÅ‚by okazać skoÅ„czonej istocie, że jest nieskoÅ„czonÄ… siÅ‚Ä… i peÅ‚niÄ… wÅ‚asnoÅ›ci: może jakiÅ› ‘fajerwerk cudów’, przekraczajÄ…cy to, do czego siÄ™ już przyzwyczailiÅ›my, do sÅ‚oÅ„ca, deszczu, trawy, galaktyk - ale czy ten nowy fajerwerk cudów nie mógÅ‚by zostać uznany za dziaÅ‚ania jakichÅ› skoÅ„czonych, lecz ponadludzkich mocy, za dziaÅ‚ania jakiegoÅ› wielkiego demiurga, lecz nie nieskoÅ„czonego Boga.

To jest poważna sprawa, chociaż przedstawiam ją nieco barwnie, poważna dlatego, że jeżeli takie wielkie moce istnieją i jeżeli nie są całkowicie dobre, to biada nam i wtedy wcale nie musi tak, że śmierć kończy nasze istnienie w ten sposób, w jaki kończy je sen. Myślę, że z taką właśnie hipotezą zmagał się Kartezjusz. Nazywał ją hipotezą złośliwego demona, który być może istnieje i być może nas łudzi co do wszystkiego, co nas otacza i co znamy, podczas gdy w rzeczywistości istnieje tylko on i jego działania.

Nie odniosłem się do tekstu wprowadzającego dosłownie, lecz każdy, kto ten tekst czytał, zauważy, że mój zamiar był wyznaczony przez główne zarzuty sformułowane w nim przeciwko możliwości podania dowodu na istnienie Boga, dowodu, który by dawał absolutną pewność oraz który nie zakładałby z góry tezy dowodzonej, a tak stałoby się, gdybyśmy założyli uniwersalną ważność zasady racji dostatecznej. Moim zamiarem nie było koncentrowanie się na tym, aby wykazać słabości w uzasadnieniu stanowiska sceptycznego, zaprezentowanego przez Autora wprowadzenia do dyskusji, lecz zmierzałem przede wszystkim do efektu pozytywnego, a mianowicie do pokazania, że dowód i absolutna pewność istnieją. Chciałbym podkreślić, że Profesor Ziemiński zrobił chyba wszystko, co możliwe, aby w takiej objętości tekstu, jaką w tych okolicznościach miał do dyspozycji, przedstawić wchodzące w grę stanowiska. Jednak w związku właśnie z ograniczeniami objętości tekstu wprowadzającego, nie mógł podejmować bardziej szczegółowych kwestii dotyczących uzasadnienia teizmu, a stąd pozostawało mu głównie zapewnianie, że przedstawione w dziejach filozofii racje na rzecz teizmu nie są zadowalające i że dlatego czuje się zobligowany zająć najmniej, jak sam pisze, epistemologicznie kłopotliwe stanowisko, to znaczy stanowisko sceptyczne. Jest to niestety słabością tego rodzaju dyskusji, dotyczących wielkich kwestii filozoficznych, że obiecuje się na małej powierzchni i w krótkim czasie wiele, ale potem okazuje się, jak trudno jest w takich okolicznościach dotrzymać tej obietnicy, bo przecież publiczność nie będzie chciała czytać długich wywodów. Z tego powodu zdecydowałem się na przedstawienie racji pozytywnych na rzecz teizmu, a nie na wykazywanie słabości sceptycyzmu.

Teraz przechodzę do zarzutów. Znane pytanie, pojawiające się w dyskusjach na temat istnienia Boga, brzmi: dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Formułując tego rodzaju pytanie, Leibniz nie zakładał, że nicość istnieje, w wywodzie, który przedstawiłem, również nie uznawałem istnienia nicości. A jednak Leibniz tak to sformułował i zdaje się, że rozumiemy to pytanie, rozumiejąc je, nie musimy jednak zakładać, iż nicość istnieje. Mimo że posługiwałem się obrazem płomyka świecy, otoczonego czernią nicości itp., to używałem tych obrazów wyłącznie w celu unaocznienia naszego sposobu myślenia o istnieniu. Jest prawdą, że wszystko pojmujmy w horyzoncie istnienia, bo nawet nicość, o której pisałem, widzimy jako coś istniejącego, a więc właśnie jako czerń itp. Mimo że wszystko ujmujemy w horyzoncie istnienia, to jednak rozumiemy pytanie Leibniza i zawartą w nim sugestię: mogłoby być tak, że nic by nie istniało. W tym sensie istnienie pojmujemy w horyzoncie nicości. Wiemy jednak, że coś istnieje, a gdyby ktoś się upierał, że nic nie istnieje, to przynajmniej musi uznać, że istnieje zdanie stwierdzające, że nic nie istnieje. To jest jedyne założenie dowodu, jeżeli w ogóle można w tym wypadku mówić o założeniu.

O tym, co istnieje, możemy pomyÅ›leć jako o czymÅ› istniejÄ…cym koniecznie lub niekoniecznie, jako o czymÅ›, co jest skoÅ„czone lub aktualnie nieskoÅ„czone, lecz ciÄ…gle bÄ™dzie przed nami stawaÅ‚o pytanie Leibniza, czy nie mogÅ‚oby być tak, że nie istniaÅ‚oby nic. Nawet istnienie konieczne, czy to kosmosu fizycznego, czy kosmosu platoÅ„skiego lub aksjologicznego (dla tych, którzy uznajÄ… istnienie idei i idealnie istniejÄ…cych wartoÅ›ci), zawsze bÄ™dzie musiaÅ‚o zostać skonfrontowane z możliwoÅ›ciÄ…, czy nie mogÅ‚oby być tak, że nic by nie istniaÅ‚o, bo przecież cokolwiek, co istnieje musi różnić siÄ™ od możliwoÅ›ci swojego nieistnienia, a zatem musi siÄ™ różnić od nicoÅ›ci. W tym sensie wszystko, co istnieje, różni siÄ™ od nicoÅ›ci i musi być pojmowane w horyzoncie nicoÅ›ci. BÄ™dziemy musieli to pomyÅ›leć w stosunku do każdego rodzaju istnienia, dopóki nie przyjmiemy, że istnieje Bóg jako nieskoÅ„czona siÅ‚a i peÅ‚nia wÅ‚asnoÅ›ci, która, jeÅ›li można tak powiedzieć, nie posiada żadnej ‘zewnÄ™trznoÅ›ci’, ani zewnÄ™trznoÅ›ci kauzalnej ani czasowej ani przestrzennej. Tylko Bóg może ‘podnosić’ z nicoÅ›ci i ‘podtrzymywać’ w istnieniu. W odniesieniu do każdego innego bytu bÄ™dziemy musieli zadać pytanie, w jaki sposób różni siÄ™ on od swego możliwego nieistnienia.

ZdajÄ™ siÄ™ sobie sprawÄ™, że przy pobieżnym spojrzeniu powyższe rozumowanie może siÄ™ spotkać z zarzutem panteizmu lub panenteizmu - jest to jednak caÅ‚kowicie niesÅ‚uszne. Termin ‘panteizm’ jest używany na okreÅ›lenie stanowisk, które utożsamiajÄ… Boga z caÅ‚oÅ›ciÄ… przyrody, ze wszystkim, co istnieje, przy czym chodzi o ‘wszystkość’ jako to, co jesteÅ›my w stanie pojąć zmysÅ‚ami, wyobraźniÄ… i myÅ›leniem. Argument, z którym polemizuje Profesor ZiemiÅ„ski, nie rozumie jednak Boga jak ‘wszystkoÅ›ci’ w tym wÅ‚aÅ›nie sensie. Wszystko istnieje w Nim, ale to ‘w’ wcale nie oznacza, że nie jest od Niego różne, że jest Jego częściÄ… tak, jak gwiazdy sÄ… częściÄ… galaktyk, a nasze myÅ›li sÄ… częściami naszych umysłów. Wszystko, co istnieje, istnieje jako stwarzane przez Niego i jako przez Niego podtrzymywane w istnieniu, zarówno jednak stwarzanie, podtrzymywanie, jak i to, co stworzone i to, co podtrzymywane w istnieniu, sÄ… różne od Niego. Nie mamy lepszego porównania niż porównanie do naszego ludzkiego tworzenia: mimo że to my tworzymy nasze wytwory i w pewien sposób jesteÅ›my w nich obecni, to sÄ… one różne od nas. Analogicznie, Bóg jest różny od tego, co stwarza, mimo że jest obecny we wszystkich swoich stworzeniach.

Co jednak ważniejsze, Bóg jest nieskoÅ„czonÄ… siÅ‚Ä… stwórczÄ… i peÅ‚niÄ… wÅ‚asnoÅ›ci i należy postarać siÄ™ sobie jakoÅ› ‘uzmysÅ‚owić’, co rzeczywiÅ›cie mogÄ… znaczyć wyrażenia ‘nieskoÅ„czona siÅ‚a’ i ‘peÅ‚nia’. To, co widzimy, to sÄ… tylko zastygÅ‚e iskry olbrzymiego wulkanu, który nigdy nie gaÅ›nie, wulkanu, którego gÅ‚Ä™bia jest nigdzie, a pÅ‚onie On Å‚agodnym i tylko dla siebie zgÅ‚Ä™bialnym Å›wiatÅ‚em. ZastygajÄ…ce iskry podtrzymuje w istnieniu, bo gdyby choć na chwilÄ™ odwróciÅ‚ od nich swoje spojrzenie, to przestaÅ‚yby istnieć. Te iskry sÄ… wobec Niego transcendentne, żeby użyć tego technicznego wyrażenia, lecz nie mogÄ… istnieć bez Jego ciepÅ‚a i Jego spojrzenia.

Stanisław Judycki

powrót
 
webmaster © jotka