POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

Garść uwag o moim położeniu w sporze o Boga

Bohdan Chwedeńczuk

Świat sporów o istnienie Boga to ziemia ogromna. We wszystkich wymiarach: w czasie sięga tysiąclecia w przeszłość i przypuszczalnie w przyszłość; w przestrzeni sięga wszędzie tam, gdzie dociera człowiek. Obchodzi mnie moje położenie w tym świecie. Widzę też powód, by zająć nim uwagę postronnych, bo wyznaczają je warunki, wśród nich przekonania i narzędzia myślowe, dane nam wszystkim. Moje położenie jest więc wspólnym położeniem.

Nadesłane mi przez Redakcję Diametros rozważania Ireneusza Ziemińskiego, Credo sceptyka, wprowadzające do debaty o tym, co wiemy o istnieniu Boga, dają okazję do namysłu. Przedstawiam jego owoce, a jednym z nich jest pogląd, że świat sporów o istnienie Boga to ziemia ogromna, lecz jałowa. [Przytoczenia, jeśli nie zaznaczam inaczej, pochodzą z tekstu Ziemińskiego.]

Pojęcie. Przedmiotem sporu jest istnienie Boga. Spór o istnienie czegokolwiek zakłada, że wiemy, o istnienie czego się spieramy. Innymi słowy, wiemy, jak wygląda przedmiot sporu, gdy istnieje, bądź jak wyglądałby, gdyby istniał, choć nie istnieje. Przedmiot sporu dany jest więc w pojęciu, a spieramy się o to, czy pojęcie ma egzemplifikację, czy jej nie ma.

Spór o istnienie Boga nie speÅ‚nia tego warunku rzeczowoÅ›ci, jest wiÄ™c sporem pozornym. OÅ›wiadczenia, że „wiemy, o co pytamy, pytajÄ…c o istnienie Boga”, oraz „że – wbrew niektórym stanowiskom – zdania typu <>, <> . . . sÄ… sensowne”, nie Å›wiadczÄ…, że spór o istnienie Boga jest rzeczowy, a tylko, że autor oÅ›wiadczenia jest przekonany, iż to spór rzeczowy.

BiorÄ™ na siebie obowiÄ…zek dowodu, iż spór o Boga jest pozorny. BiorÄ™ go pod presjÄ… sytuacji spoÅ‚ecznej, nie zaÅ› logicznej. Logicznie obowiÄ…zek dowodu ciąży na tym, kto utrzymuje, że coÅ› istnieje – tu, że istnieje sensowne zdanie „Bóg istnieje” – a spoÅ‚ecznie na tym, kto wbrew przemożnej praktyce utrzymuje, że coÅ› nie istnieje.

Należę do mniejszoÅ›ci ludzi, którzy uznajÄ… mówienie o Bogu za pozbawione sensu – sensu poznawczego, jak zwykle dodajemy - wyÅ‚ożę zatem moje racje.

Racje te czerpie się zazwyczaj z filozofii, najczęściej z filozofii języka empiryzmu logicznego w jej fazie weryfikacjonistycznej. Wyrokowi tej filozofii, przenoszącemu wypowiedzi o Bogu do obszaru nonsensu, jej oponenci stawiają różne zarzuty. Wymiana zdań toczy się więc na wysokim piętrze kultury, gdzie docierają nieliczni.

Nie ma jednak powodu, by się tam wspinać. Wystarczy swojski poziom zdrowego rozsądku, trochę doświadczenia dotyczącego komunikacji językowej i dostępna każdemu logika.

Åšrodki te – mnie, w każdym razie – wystarczajÄ…, by wyrobić sobie zdanie co do informacyjnej wartoÅ›ci komunikatu, który mówi, „jak Bóg jest rozumiany na gruncie wielkich religii monoteistycznych”: nie jest to byt skoÅ„czony ani ograniczony; nie jest też częściÄ… Å›wiata, jest bytem transcendentnym wobec Å›wiata; musi być bytem samoistnym; musi być także bytem koniecznym; musi być również bytem zdolnym do dziaÅ‚ania, posiadajÄ…cym atrybut wszechmocy (w sensie możliwoÅ›ci uczynienia tego, co jest logicznie możliwe uczynić). Wydaje siÄ™, że powinien być również bytem nieskoÅ„czonym. ZnaczyÅ‚oby to, że Bóg jest bytem, w którym nie istniejÄ… żadne uÅ‚omnoÅ›ci, w zwiÄ…zku z czym zasÅ‚uguje na miano peÅ‚ni bytu. Bóg powinien być bytem jedynym w swoim rodzaju. [Wszystko po dwukropku biorÄ™ omal dosÅ‚ownie z tego komunikatu.]

Komunikat ten jest dla mnie informacyjnie bezwartościowy - także ze względu na drugorzędne wady, na przykład konfudujące występowanie w nim różnych modalnie zdań - każdy bowiem z atrybutów przypisywanych Bogu, by tak rzec, kończy się fiaskiem. Żaden nie przechodzi testu odpowiedzialności za słowo.

Nie znajdujÄ™ zadowalajÄ…cej mnie odpowiedzi na pytanie, co to znaczy, że Bóg nie jest skoÅ„czony, że nie jest ograniczony, i tak dalej, pod adresem każdego z wciÄ…gniÄ™tych do opisu Boga przymiotników. Na czym polega to - by poprzestać na pierwszym z brzegu - że Bóg jest nieskoÅ„czony, uwzglÄ™dniwszy, że jest transcendentny wobec Å›wiata? To ostatnie zdaje siÄ™ wykluczać, że jest nieskoÅ„czony na sposób Å›wiatowy, czyli tak, iż jakaÅ› jego wielkość przybiera nieskoÅ„czonÄ… wartość. Czym wiÄ™c jest nieskoÅ„czoność Boga, od której bodaj nie sposób odstÄ…pić, jeÅ›li ma być „rozumiany na gruncie wielkich religii monoteistycznych”? Nie wiem, co o tym myÅ›leć.

UsÅ‚użna wskazówka, bym siÄ™gnÄ…Å‚ do metafizyki Boga i do teologii, nic mi nie daje. SiÄ™gaÅ‚em i stwierdzaÅ‚em (niczym Charles S. Peirce o metafizyce), że „jedno sÅ‚owo definiuje siÄ™ przez inne, a te przez jeszcze inne, nigdy nie osiÄ…gajÄ…c żadnego rzeczywistego pojÄ™cia”.

Działania zatem na pojęciu Boga, do których jestem zdolny, nie prowadzą mnie ani do wyobrażeń pierwotnych, ani do pojęć pierwotnych, czyli do przedstawień naocznych lub nienaocznych, które dalszych działań nie wymagają, bo kiedy je mam, mam tym samym wprowadzone za ich pomocą pojęcie. [Myśl tę wyrażam, biorąc kluczowe słowa od Kazimierza Twardowskiego. Nie muszę jednak przyjmować jego poglądów; wystarczy poręczna terminologia.]

UsÅ‚yszÄ™ może od zniecierpliwionego oponenta, że nie obchodzi go moje wyznanie niemocy. Cóż, kiedy jest to opis niemocy gatunkowej. My wszyscy – pozwolÄ™ sobie w tym podniosÅ‚ym kontekÅ›cie na kolokwializm – my wszyscy tak mamy. Tworzywo naszych pojęć czerpiemy albo z doÅ›wiadczenia, albo z treÅ›ci zdeponowanych w jÄ™zyku, a dostÄ™pnych jego użytkownikom w ostatniej instancji dziÄ™ki elementarnej edukacji jÄ™zykowej. PojÄ™cie czegokolwiek mamy dopiero wtedy, gdy potrafimy je sprowadzić do tego tworzywa.

Pojęcie Boga, wydobyte z wielkich religii monoteistycznych, jest w tych warunkach pseudopojęciem. Nie jest bowiem, z założenia, wyprowadzone z doświadczenia, nie jest też osiągnięte przez ruch w słowniku pojęć do jego podstaw. Niewydajność tego ruchu to skądinąd następstwo wewnętrznie sprzecznego zamysłu, by mieć w pojęciu Boga pojęcie, które należy do naszego zasobu pojęć, a zarazem go przekracza.

Mój oponent wystÄ…pi tu z koronnym zarzutem, że warunki, które wyznaczam tworzeniu i używaniu pojęć – iż zawdziÄ™czamy je doÅ›wiadczeniu lub rozumowi, i niczemu wiÄ™cej – sÄ… arbitralne.

Nie wyznaczam żadnych warunków, stwierdzam to, co mi podsuwa obserwacja ludzkiej praktyki pojÄ™ciowej. Nie mam ani danych, ani potrzeb, by starać siÄ™ o ogólnÄ… teoriÄ™ dziaÅ‚ania umysÅ‚u. MówiÄ™ o wÄ…skim, acz kluczowym obszarze, o konceptualizacji. I mówiÄ™, że wÅ‚adza konceptualizacji daje wyniki, gdy zasilajÄ… jÄ… doÅ›wiadczenie i jÄ™zyk, czyli uprzednie poziomy konceptualizacji. W przeciwnym razie, pracuje na jaÅ‚owym biegu. ChoćbyÅ›my mieli nie wiedzieć jakie intuicje, objawienia i fantazje, „problem istnienia Boga jako pytanie o charakterze teoretycznym” pojawia siÄ™ dopiero wtedy, gdy pojawia siÄ™ pojÄ™cie Boga, nie ma bowiem teorii bez pojęć. PojÄ™cia zaÅ› mamy dopiero wtedy, kiedy jesteÅ›my w warunkach, w których nie jesteÅ›my, gdy obracamy sÅ‚owem „Bóg”.

Doktryna. Powinienem skoÅ„czyć na powiedzianym, stanowisko bowiem, które zajmujÄ™ w kwestii ważnoÅ›ci pojÄ™cia Boga, każe mi uznać wszystko, co toczy siÄ™ w filozofii Boga wbrew mojemu stanowisku, za werbalizm. I uznajÄ™ za werbalizm bez różnicy: teizm, materialny ateizm (czyli taki, który bierze z intencjÄ… rzeczowÄ… zdanie o nieistnieniu Boga), agnostycyzm oraz rzecz jasna postawÄ™, którÄ… przedstawia Ireneusza ZiemiÅ„skiego Credo sceptyka. Filozofie te, chciaÅ‚oby siÄ™ niekiedy rzec, zapalczywie z sobÄ… zantagonizowane sÄ… u mnie na równych prawach – leżą na ziemi jaÅ‚owej, bo spór bezprzedmiotowy to zajÄ™cie jaÅ‚owe.

Nie znaczy to jednak, że tam, gdzie spierają się z sobą nierzadko ludzie o wysokim ilorazie inteligencji i wielkiej kulturze umysłowej, dzieją się same rzeczy nieciekawe i bezowocne. Przeciwnie, wiele tam rzeczy ciekawych i niemało owocnych, służących choćby kunsztowi wyrafinowanego argumentowania.

Na mapie stanowisk w kwestii istnienia Boga sÄ… stanowiska i metastanowiska; te pierwsze mówiÄ… wprost, że Bóg istnieje, lub że nie istnieje, podajÄ…c racje swojej tezy. Te drugie mówiÄ… o wartoÅ›ci poznawczej wypowiedzi o istnieniu Boga. Teizm i ateizm w postaci metastanowiskowej przyznajÄ… swoim stanowiskowym wariantom wartość zdaÅ„ nienagannie uzasadnionych. Inaczej agnostycyzm; ten nie ma stanowiska, jest bez reszty metastanowiskiem, sprowadzajÄ…cym siÄ™ do diagnozy, że nie istniejÄ… – bo istnieć nie mogÄ…, można chyba dodać w imieniu agnostyka – ani podstawy asercji zdania, że Bóg istnieje, ani podstawy asercji tego zdania negacji. Agnostycyzm jest wiÄ™c metastanowiskiem co do Boga, a stanowiskiem co do czÅ‚owieka – odmawiajÄ…cym mu zdolnoÅ›ci wypracowania stanowiska co do Boga.

Podobnie, lecz też niepodobnie sceptycyzm, który gÅ‚osi, „że nie wiemy ani czy Bóg istnieje, ani czy nie istnieje, w odróżnieniu jednak od agnostycyzmu nie twierdzi, że nigdy tego wiedzieć nie bÄ™dziemy . . . jego treÅ›ciÄ… jest sÄ…d o naszej aktualnej niewiedzy na temat istnienia Boga” [wyróżnienia moje – BC].

Mam pod adresem agnostycyzmu i sceptycyzmu kilka cierpkich spostrzeżeń. Uderza mnie mianowicie kontrast między krytycyzmem cechującym te stanowiska, gdy chodzi o racje, a ich bezkrytycyzmem, gdy chodzi o sensy. Racje zdania o istnieniu Boga i negacji tego zdania ważą czujnie, a jego sens biorą bezrefleksyjnie, skoro za całą legitymację pojęcia Boga wystarczą im oświadczenia, że jest takie pojęcie. Trudno mi wyobrazić sobie, że gdyby szło nie o Boga, lecz o coś doczesnego, ludzie o takim potencjale krytycyzmu rozważaliby naszą wiedzę o tym przedmiocie, nie powiedziawszy uprzednio, o jaki mianowicie przedmiot chodzi.

Odnoszę też wrażenie, że w stanowiskach tych występują po sąsiedzku atrofia z hipertrofią krytycyzmu. Są atroficzne, gdy chodzi o krytykę pojęć; wystarczająco krytyczne, gdy przeglądają argumenty za istnieniem Boga (nic dziwnego, krytyka bowiem tych argumentów to od dawna kanon); gdy zaś przychodzi do argumentów przeciw istnieniu Boga, pojawia się nadkrytycyzm.

Gdy mówiÄ™ o agnostyku i sceptyku oceniajÄ…cych argumentacje dotyczÄ…ce istnienia Boga, staram siÄ™ wejść w ich skórÄ™. W ich Å›wiecie jest tak, że majÄ… pojÄ™cie Boga, w moim tak, że ani oni, ani ci, których argumenty badajÄ…, nie majÄ… tego pojÄ™cia, a jedynie żyjÄ… w poczuciu, że je majÄ…. Uznajmy jednak na chwilÄ™ różnicÄ™ miÄ™dzy pojÄ™ciem a pseudopojÄ™ciem za nieistotnÄ… i obsÅ‚użmy obie strony sporu (scil. ich oraz mnie) za pomocÄ… formuÅ‚y z ruchomym czÅ‚onem „pseudo”: agnostycy i sceptycy operujÄ… (pseudo)pojÄ™ciem Boga.

Posługując się zaś tym (pseudo)pojęciem, argumenty wymierzone w istnienie jego (pseudo)przedmiotu traktują z nadmiernym krytycyzmem, gdy odmawiają im mocy wnioskodawczej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby szło nie o Boga, lecz o coś doczesnego, traktowaliby takie argumenty jako konkluzywne ponad rozsądną wątpliwość, tak jak traktują na przykład argumenty na rzecz nieistnienia brył lodu w środowisku o temperaturze 10 000 stopni Celsjusza. Innymi słowy, trudno oprzeć się wrażeniu, że gdy przychodzą do argumentów odmawiających Bogu istnienia, stosują odświętną metodologię. Metodologii takiej nie wolno im jednak używać, pod grozą sprzeczności z ich powołaniem.

Stanowisko sceptycyzmu natomiast jest informacyjnie bogatsze od agnostycyzmu, jak widać, gdy siÄ™ uwzglÄ™dni, że wysÅ‚owienie go wymaga wiÄ™kszej liczby wyrażeÅ„ niż wysÅ‚owienie agnostycyzmu. EksponujÄ…c sceptycyzm trzeba mianowicie powiedzieć, że dziÅ› nie wiemy o istnieniu Boga, a formuÅ‚a ta nie jest trywialnym nastÄ™pstwem agnostyckiego nie wiemy o istnieniu Boga, skoro „sceptycyzm nie neguje możliwoÅ›ci rozstrzygniÄ™cia tej kwestii w przyszÅ‚oÅ›ci”.

FormuÅ‚a sceptycyzmu ma wiÄ™c – posÅ‚użę siÄ™ pomocnym tu rozróżnieniem – pewnÄ… moc lokucyjnÄ…: mówi, że osobliwie dziÅ› nie wiemy o istnieniu Boga, a mówi to w taki sposób, że implikuje (wszystko jedno, w trybie implikacji czy tylko implikatury), że na przyszÅ‚ość sprawa jest otwarta; ma też ta formuÅ‚a pewnÄ… moc illokucyjnÄ…, bo powiedziawszy powyższe obiecuje, że dzisiejsza ignorancja może siÄ™ jutro przeistoczyć w wiedzÄ™. Sceptycka konstatacja i sceptycka obietnica sÄ… jednak bez pokrycia, sÄ… zatem niesceptyckie.

Diagnoza. Jeśli moje spostrzeżenia krytyczne dotyczące agnostycyzmu i sceptycyzmu są trafne, stanowiska te są nieracjonalne. Mocno kontrastuje to zarówno z intencją tych stanowisk, jak też ich społecznym odbiorem. (Dosłownie biorąc, intencje mają osobniki świadome, nie zaś stanowiska; wolę jednak mówić po mojemu dla podkreślenia, że nie chodzi mi o osoby, lecz o ich autonomiczne wytwory.) Energia myślowa tych stanowisk skupia się bowiem na wypracowaniu najracjonalniejszego podejścia do kwestii istnienia Boga, a w odbiorze społecznym uchodzą za stanowiska godne wrażliwego metafizycznie człowieka racjonalnego.

W moich oczach sÄ… to jednak stanowiska nieracjonalne, nie mogÄ™ bowiem ustrzec siÄ™ tego epitetu, skoro przypisaÅ‚em im wÅ‚asnoÅ›ci, o których wyżej. SkÄ…d siÄ™ to bierze – ten ukÅ‚ad wÅ‚asnoÅ›ci?

Bierze się stąd, że stanowiska te są kryptoteizmami. Wiem, brzmi to nonszalancko. Znam dobrze ogarniającą mnie irytację, gdy czytam u pisarzy religijnych podobną z pozoru myśl, że wszyscy jesteśmy w gruncie rzeczy wierzący.

Moja diagnoza nie osób jednak dotyczy, lecz stanowisk, ich zaÅ‚ożeÅ„, treÅ›ci, gÅ‚Ä™bokich sensów, czyli ostatecznie ukÅ‚adów zdaÅ„, ich tÅ‚a myÅ›lowego. Moja diagnoza nie mówi też o żadnych wszystkich; mówi o niektórych – o niektórych mianowicie stanowiskach w kwestii poznawalnoÅ›ci istnienia Boga.

Oto peÅ‚niejszy wyraz tej diagnozy, w stylizacji wprawdzie osobowej, lecz Å‚atwo przeksztaÅ‚calnej w nieosobowÄ… [przytaczam siebie]: „KwestiÄ™ Boga natomiast traktujemy z góry na osobnych prawach, co wskazuje, że w tej kwestii od poczÄ…tku z jakichÅ› powodów nie jesteÅ›my bezstronni. Ten szczególny status kwestii istnienia Boga Å›wiadczy, że agnostycyzm [i sceptycyzm, dziÅ› dodajÄ™] to w gruncie rzeczy kryptoteizm”.

SkÄ…d to wiesz? – padnie pytanie. Nie wiem tego. Przypuszczam tylko, a zgÅ‚aszam moje przypuszczenie, kierowany kolejnym – że to pierwsze jest pomocne w zrozumieniu owych abstynenckich filozofii Boga. Bez niego bowiem sÄ… niezrozumiaÅ‚e, a wiÄ™c nieracjonalne. A tymczasem to, że sÄ…, jest racjonalne, choć same sÄ… nieracjonalne.

Bohdan Chwedeńczuk

  1. Pojęcie
  2. Doktryna
  3. Diagnoza
powrót
 
webmaster © jotka