POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu Jagiellońskiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  Aktualności
 


 

Dariusz Łukasiewicz

Jestem głęboko wdzięczny Panu Profesorowi Konradowi Waloszczykowi za spostrzeżenia, jakie sformułował pod adresem mojego tekstu.

Bardzo istotnym uzupełnieniem do mojego wywodu jest przypomnienie motywów humanitarnego traktowania zwierząt obecnych w Biblii. Pokazuje to, że zagadnienie stosunku do zwierząt, ale nie tylko, bo i do świata roślinnego (rok szabatowy dla pól i ogrodów) mieściło się w zasięgu wrażliwości i mądrości biblijnej. Pisząc o braku etyki ekologicznej w ramach etyki judeochrześcijańskiej (nazwałem to „obojętnością”) miałem raczej na myśli pewien, jeżeli tak można powiedzieć, normatywny neutralizm, to znaczy brak wyraźnie określonych i głoszonych norm o charakterze moralnym (nakazów, zakazów), które bezpośrednio dotyczyłyby zachowań człowieka wobec przyrody. Naczelne zasady etyki chrześcijańskiej są bowiem antropocentryczne lub teocentryczne.

Czym innym jednak jest brak takich norm, a czym innym jest brak podstaw do ich sformułowania.

Czy już chociażby przytoczone przez Profesora Waloszczyka fragmenty pozwalają skonstatować, że takie biblijne podstawy istnieją: „Prawy uznaje potrzeby swych bydląt, a serce nieprawych okrutne”? Tu mam wątpliwość. Czy nie chodzi tu bowiem tylko o to, że istnieje związek między stosunkiem człowieka do zwierząt a jego moralną jakością taki, że okrucieństwo wobec zwierząt mogłoby być oznaką nieprawości człowieka, to znaczy sugerować jego stosunek do innych ludzi, a przyjazny, życzliwy stosunek do zwierząt, byłby oznaką prawości człowieka, to znaczy sugerować życzliwy stosunek do ludzi, ale nie jest to zarazem taki związek, że stosunek człowieka wobec zwierząt współdeterminowałby jego stosunek i sposób postępowania wobec ludzi (bliźnich?) i miałby znaczenie dla moralnej kwalifikacji człowieka i jego czynów?

Gdyby taki związek istniał, byłaby faktycznie podstawa do formułowania pewnych obowiązków pośrednich, (tak jak ma to miejsce w filozofii Kanta) człowieka wobec przyrody: okrucieństwo albo życzliwość wobec zwierząt przyczyniałyby się, np. poprzez tworzenie lub wzmacnianie dyspozycji do pewnych zachowań, do okrucieństwa lub życzliwości wobec bliźnich, a to już miałoby znaczenie także dla przestrzegania naczelnych zasad chrześcijańskiej etyki: miłości bliźniego i mogłoby stanowić np. o godności człowieka jako obrazu Boga.

Nawet jeżeli takiego związku nie ma, to wolno powiedzieć, i tu zgadzam się z Konradem Waloszczykiem, że wrażliwość i mądrość biblijna nie dałyby żadnego przyzwolenia dla okrutnego stosunku człowieka do zwierząt, nie wynikałoby to jednak z istnienia żadnych rozstrzygnięć normatywnych.

Dostrzegam oczywiście całkiem liczne działania w różnych nurtach współczesnego chrześcijaństwa zmierzające do wzmożenia wrażliwości ekologicznej. Pisząc, że jest sprawą do dyskusji, na ile możliwe jest zrewidowanie tego (antropocentrycznego) stosunku tak, żeby godzić interes przyrody i interes człowieka lepiej niż dotąd, miałem na myśli to, na ile byłoby możliwe uznanie w ramach etyki chrześcijańskiej odrębnej podmiotowości moralnej bytów przyrodniczych (to znaczy uznanie tego, że człowiek ma pewne obowiązki moralne wobec nich lub że mają one swoje własne prawa, które im przysługują ze względu na ich własną wartość).

Nie umiem wskazać wybitnych teologów ani intelektualistów, którzy jawnie wskazywaliby na Biblię jako usprawiedliwienie dla traktowanego dziś jako niewłaściwe zachowania wobec przyrody. W tym kontekście może warto powtórzyć, że zasadnicza konstatacja mojego wywodu była taka, że zakres chrześcijańskiej moralności nie obejmował stosunku człowieka do przyrody, a nie, że w jakikolwiek sposób moralność ta pewną wrogość uzasadniała lub że ktoś faktycznie się na Biblię powoływał jako na usprawiedliwienie dla pewnych czynów antyekologicznych. Ponieważ nie twierdziłem, że się powoływał, nie czułem się w obowiązku podać, kto się powoływał.

Myślę, że byłoby pożyteczne w kontekście dyskusji nad kwestią relacji judeochrześcijańskiej wizji świata do możliwych ujęć etyki proekologicznie zorientowanej pamiętać o tym, że zachodzi różnica między działaniem mającym znamiona okrucieństwa a działaniem pozbawionym takich znamion, ale jednak przynoszącym szkody pewnym bytom przyrodniczym. Jazda wygodnym samochodem po szerokiej autostradzie nie nosi żadnych znamion okrucieństwa wobec zwierząt i przyrody, a jednak może prowadzić i faktycznie prowadzi (przez warunki, jakie są niezbędne do zaistnienia przyjemności związanych z korzystaniem ze zdobyczy cywilizacji technicznej: karczowanie lasów, emisja spalin itd.) do zagłady poszczególnych egzemplarzy gatunków, której towarzyszy ból, być może i cierpienie, i samych gatunków. W tym dokładnie kontekście sama tylko biblijna i szerzej chrześcijańska wrażliwość na przejawy okrucieństwa człowieka wobec przyrody może być niewystarczająca dla ochrony jej interesów.

Dariusz Łukasiewicz


powrót
 
webmaster © jotka