POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu Jagiellońskiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  Aktualności
 


 

Odpowiedzi na pytania Dariusza Łukasiewicza

Paweł Łuków

Serdeczne dziękuję za pytania. Zachęcają do ponownego przemyślenia mojego stanowiska i wyklarowania jego aspektów. Ponieważ pytań jest bardzo dużo, zajmę się tylko tymi, które uważam za najważniejsze dla rozjaśnienia idei przedstawionych w moim referacie.

Czy etyka Kanta wystarczająco chroni dobro zwierząt? Pytanie to zakłada, że dysponujemy niezależnymi od etyki Kanta kryteriami oceny tego, co (dostatecznie) chroni dobro zwierząt. W swoim referacie próbowałem pokazać m.in., że głównymi konkurentami wobec teorii Kanta jest utylitaryzm i teoria praw zwierząt oraz tzw. intuicje moralne. Nie sądzę, aby za samodzielne kryterium trafności teorii moralnej należało uznać te ostatnie. Intuicje moralne mogą być bezkrytycznie przejmowane w procesie wychowania i aby je ocenić trzeba dysponować teorią normatywną niezależną od nich. Ani omówione wersje utylitaryzmu, ani teorie praw zwierząt nie wydają się dostarczać bardziej wiarygodnych kryteriów oceny intuicji moralnych niż etyka Kanta, zaś z punktu widzenia spójności teoria Kanta radzi sobie w mojej ocenie lepiej niż konkurencja, ponieważ kantowskie wyjaśnienie, dlaczego zwierzęta należy przyzwoicie traktować opiera się na centralnej idei jego teorii.

Moja odpowiedź na to pytanie jest więc: Nie wiem, ponieważ nie wiem, jak oceniać, która teoria lepiej chroni dobro zwierząt. Pozwolę więc sobie tylko dodać, że żadne z głównych stanowisk etycznych nie daje w mojej ocenie całkowicie trafnego wyrazu dzisiejszej wrażliwości moralnej.

Jaki związek zachodzi między doskonałością człowieka (istoty rozumnej) a stosunkiem do zwierząt? Kant twierdzi, że okrucieństwo wobec zwierząt czy też każde nieoględne traktowanie ich jest złe, ponieważ tego rodzaju postępowanie utrudnia czy zahamowuje rozwój ludzkich zdolności moralnych. Trudno jednoznacznie ustalić, czy taki związek faktycznie zachodzi, warto jednak zauważyć, że teza Kanta o zgubnym wpływie złego traktowania zwierząt na ludzkie zdolności moralne nie ma charakteru psychologicznego, ale należy do sfery sądzenia. Okrutne traktowanie zwierząt stępia w etyce Kanta naszą „spostrzegawczość” moralną. Oglądanie cierpień innych istot nie tylko osłabia nasze odpowiedzi emocjonalne, ale też naszą zdolność do dostrzegania cierpienia, które pod wieloma względami jest podobne do cierpienia istot rozumnych obdarzonych ciałem tak jak my. Metaforycznie można by powiedzieć, że gdy cierpienie zwierząt staje się codziennym elementem naszego krajobrazu moralnego - a tak się dzieje przy ignorowaniu zakazu okrucieństwa wobec zwierząt - to się go nie zauważa, ponieważ nie wyróżnia się ono z tła, a przez to nie zajmuje się wobec niego postaw emocjonalnych.

Trochę spekulując, na pytanie o związek między moralną doskonałością istoty rozumnej a jej stosunkiem do zwierząt odpowiedziałbym następująco. Korzystanie ze zdolności działania wymaga m.in. dostrzegania istotnych elementów okoliczności, jak np. tego, że jakaś istota cierpi. Jeśli przyjąć za Kantem, że okrucieństwo wobec zwierząt ogranicza nasze sądzenie moralne, to utrudnia nam ono rozwój zdolności dostrzegania cierpienia u innych, a pośrednio i ustalenie właściwego sposobu działania. Będąc okrutnym wobec zwierząt ma się większe szanse na pominięcie w namyśle cierpienia istot czujących, w tym skończonych istot rozumnych takich jak my. Ignorując cierpienie innych istot prawdopodobnie częściej będziemy popełniać błąd moralny w następstwie niewzięcia pod uwagę wszystkich istotnych okoliczności, a przez to nie wykorzystamy naszych zdolności rozumnego działania czy realizowania dobra. Pośrednio zatem zakaz okrucieństwa wobec zwierząt innych niż ludzie chroni naszą racjonalną zdolność do realizowania dobra.

Nie upieram się przy wszystkich szczegółach tego argumentu, ale wydaje mi się, że taki byłby kierunek rozumowania zgodnie z etyką Kanta. Zdaję sobie też sprawę, że wielu osób ten argument nie zadowoli i wysuną omówiony w moim referacie zarzut pośredniości powinności człowieka wobec pozostałych zwierząt.

Czy zakaz okrucieństwa wobec zwierząt nie pociąga za sobą obojętności wobec nich? Jak rozumiem problematykę moralności relacji między człowiekiem a innymi zwierzętami, główną troską jest to, jak uchronić je przed złym traktowaniem ich przez człowieka, a nie co robić, aby uczynić ich życie jak najbardziej radosnym. Nie oznacza to oczywiście, że radość tych zwierząt się nie liczy, ale o to, że o swoje szczęście zwierzęta te zadbają same. Problemem nie jest to, że trzeba im pomóc w czerpaniu radości ze swego życia, ale to, że my, ludzie uniemożliwiamy im uzyskiwanie właściwych dla nich satysfakcji. Nie sądzę zatem, by właściwe było pytanie o to, czy obowiązek troski o los zwierząt innych niż ludzie nie sankcjonuje obojętności dla nich. Sprawianie im przyjemności np. przez przytulanie ich i obdarowywanie smakołykami wydaje się wykraczać poza to, co moralnie wymagane i stanowi wyraz naszych emocji wobec nich. A tak przy okazji: czy aby na pewno właśnie to im sprawia największą radość? Czy pies jest najszczęśliwszy wtedy, gdy jest głaskany i rozpieszczany przez swego właściciela, czy gdy biega z sobie podobnymi na wolności i samodzielnie zdobywa pożywienie w środowisku nietkniętym ręką człowieka?

Co innego w przypadku postępowania wobec zwierząt, które znajdują się w naszym sąsiedztwie, ponieważ je tam sprowadziliśmy, a teraz sobie w nim nie radzą, jak np. bezpańskie psy i koty. Troskę o nie rozumiem nie jako zapewnianie im potrzebnych im radości, ale jako zmniejszanie ich nieszczęścia (któreśmy sami na nie sprowadzili!) tj. jako posłuszeństwo zakazowi okrucieństwa wobec nich, bo okrucieństwem jest pozostawienie ich bez pomocy w środowisku, do którego nie są przystosowane. Jeśli mam rację, to rozpieszczanie zwierząt domowych przez ludzi należy interpretować w najgorszym razie jako egoistyczne zaspokajanie ludzkich potrzeb kosztem zwierząt, a w najlepszym - jako próbę zrekompensowania zwierzętom krzywd, im jakie wyrządzamy przez to, że wyrywamy je z ich naturalnego środowiska dla przyjemności posiadania ich i oglądania w naszym otoczeniu.

Czy po spełnieniu przez zwierzę roli edukacyjnej istota rozumna jest nadal zobowiązana okazywać zwierzętom życzliwość? Pytanie to opiera się na założeniu, że edukacja moralna skończonych istot rozumnych (w tym i ludzi), to zadanie, które się w pewnej chwili ich życia kończy. Nie sądzę, żeby tak było, a i Kant był przekonany o tym, że doskonalić się moralnie możemy i musimy zawsze. Moralne doskonalenie się nie kończy się więc z chwilą opuszczenia domu rodzinnego czy zdania matury, lecz trwa przez całe nasze życie. Tak samo rola edukacyjna obcowania ze zwierzętami nie wyczerpuje się w jakiejś chwili naszego życia. Obcowanie z nimi może być ciągłym źródłem pośredniego pouczenia moralnego przez rozwój naszych zdolności sądzenia.

A co gdyby roboty lepiej niż zwierzęta mobilizowały naszą wrażliwość i zbliżały nas do doskonałości moralnej? Na to pytanie odpowiem w trzech krokach. Po pierwsze, argumenty oparte na założeniach kontrfaktycznych należy w etyce traktować ostrożnie, ponieważ może się okazać, że przy odpowiedniej sile wyobraźni każde stanowisko etyczne jest błędne, gdyż prowadzi do konkluzji moralnych sprzecznych z naszym wyczuciem. Podejrzewam, że dla każdej teorii etycznej można wymyślić świat, którego prawidłowości są takie, że konkluzje moralne tej teorii okażą się w nim błędne lub absurdalne. Na podobnej zasadzie mógłbym zapytać: A gdybyśmy mogli czytać w myślach innych ludzi, to czy kłamstwo przestałoby być złe? Pewnie tak, skoro byłoby niemożliwe. Ale czy z tego wynika, że teoria zakazująca kłamstwa w świecie istot niezdolnych do wzajemnego czytania swych myśli jest błędna?

Po drugie, wydaje mi się, że przykład zwierząt-robotów zbyt łatwo może nas wplątać w dyskusję na temat relacji między ciałem a umysłem i o tym, czy np. może istnieć umysł w materiale innym niż białkowy. Ograniczę się do krótkiego komentarza: zwierzęta inne od ludzi są ważne moralnie nie dlatego, że zachowaniem „przypominają” reakcje ludzkie na pewne bodźce, ale dlatego, że, jak wierzymy, zachodzi zasadnicze pokrewieństwo między ich reakcjami a naszymi. Ich doniosłość moralna polega m.in. na tym, że będąc istotami żywymi zachęcają nas do utożsamiania się z ich doznaniami. Nie wiem, czy zwierzęta-roboty byłyby dostatecznie nam pokrewne, abyśmy mogli uznać je za istoty, z których doznaniami możemy się utożsamiać.

Po trzecie, skąd przekonanie, że pojawienie się w polu naszego widzenia istot bardziej pomocnych w rozwoju naszej wrażliwości moralnej kazałoby ignorować istoty mniej pomocne w tym celu? Czy ktoś, komu łatwiej współodczuwać z szympansem, powinien uznać, że koty są nieważne?

Paweł Łuków


powrót
 
webmaster © jotka